Dodaj swój komentarz
Treść*:
Podpis*:

* - pola obowiązkowe
   
Geoblog.pl    magdah    Podróże    chiny 2007    Leshan, misto bardzo prowincjonalne
Zwiń mapę
2007
19
wrz

Leshan, misto bardzo prowincjonalne

 
Chiny
Chiny, Leshan Xian
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11718 km
 
Po odwiedzeniu misiaczków i zainstalowaniu się w hotelu ( strategicznie , przy dworcu autobusowym ) pojawiło się pytanie - co dalej. Zygmunt z Jarkiem po długiej i burzliwej dyskusji zdecydowali, iż jedziemy zobaczyć Buddę. Do Leshanu. Po dokładnym poczytaniu w odpowiednim miejscu w przewodniku i obejrzeniu mapy, pojawił się problem kolejnego noclegu. Jako, że ów Budda umiejscowił się na naszej dalszej trasie, postanowiliśmy jechać z bagażami. Dyskusja znów rozgorzała, a Jarek włożył nos w mapę i w sposób zdecydowany oznajmił, że Leshan, wygląda na miasto bardzo małe a nawet bardzo bardzo małe i na pewno będzie tam kłopot z noclegiem. Wsadziliśmy nosy w mapę. Leshan był, ale faktycznie jakby mały... Postanowiliśmy jechać jednak bez bagaży...
Jako pierwszy moje wątpliwości wzbudził most. W Leshanie oczywiście. Za mostem zaś objawiło nam się miasto usytuowane u spływu trzech rzek. Domy w nim były wysokie bardzo ... Wysiedliśmy i orzekliśmy, że Jarek jednak naprawdę miał rację . W tym mieście mogłyby być kłopoty z noclegiem...
Buddę odnaleźliśmy od razu, inteligentnie oglądając rzekę i bezbłędnie typując miejsce największego kłębowiska łodzi. Do wyboru były łajby różnego kalibru, ale cena, bez względu na ilość pasażerów - ta sama 50 julków od łba. po odczekaniu jakiegoś czasu na bulwarze nad rzeką ( pomysł Zygmunta - podobno światło źle pada ba Buddę i trzeba poczekać) , wpakowaliśmy się w motorówkę ( jako się rzekło 50 julków od głowy) i pokręcilimy się po rzece, także oglądając Buddę. Miły pan motorówkowy wyrzucił nas na drugim brzegu rzeki . Czując się jak odkrywcy, ruszyliśmy. Jarek przodem. Omijając wszelkie normalne wskazówki pokazujące tępakom, jak dotrzeć do Buddy, znalezliśmy księżycowe drzwi. Jarek poczuł się jak komandos ( chwila uwieczniona została na wsze czasy). Niestety krzaki pod mostem uniemożliwiły dalsze przedzieranie się przez cudze ogródki i musieliśmy wrócić na cywilizowaną drogę. Wylądowaliśmy ostatecznie na zakurzonym murku. Jarek, czując, że jest odpowiedzialny za naszą wyprawę, zarzuciwszy plecak na ramię, poszedł przecierać szkal i szukać cywilizacji. My, tj. Gosia, Zygmunt i ja zostaliśmy w pełnym słońcu Leshanu pilnując się wzajemnie. Czekanie stało się jednak dość uciążliwe ( słońce) i Gosia zaniepokojona długa nieobecnością Jarka, podbuntowała Zygmunta i ruszyli śladami naszego zaginionego kolegi. Ja poszłam za nimi , bo i tak nie miałam innego wyjścia.
Nagle, z piskiem hamulców zahamował przy nas tuk tuk i nieznany nam mężczyzna narodowości anglojęzycznej, zapytał, czy jesteśmy kolegami Jarka , a gdy potwierdziliśmy - pokazał nam palcem gdzie iść. Faktycznie. Nagle znaleźliśmy liczne atrakcje , Jarka i wejście do jednej ze świątyń. Jak się okazało - chcąc czy nie - nie da rady zaoszczędzić , nie wchodząc do mnóstwa typowo chińskich atrakcji po drodze - płatnych oczywiście, bo cena jest jedna na wszystko...
Powlekliśmy się do Buddy , obejrzeliśmy go, rezygnując na szczęście ze schodzenia wraz z tłumem chińczyków po stromych schodach, a potem oczywiście - wchodzenia po nich...
Gosia i Jarek poszli oglądać chińskie dziwadła, a my postanowiliśmy wrócić do miasta. Pod pagodą , bardzo ładną zresztą spotkaliśmy naszych tybetańczyków z autobusu ( nie pisałam o nich - dziadek, ojciec i dwóch synów , w tym jedna mała małpka, zaczepiał wszystkich w autobusie, na koniec zasnął i o mało co nie odjechał w siną dal do zajezdni ).Tybetańczycy, jak to oni mają w zwyczaju, obchodzili pagodę dookoła, dziadek intonował modlitwę. Zaprosili m nie bardzo grzecznie, ja przeszłam z nimi parę razy , a potem pięknie pozowali mi do zdjęcia...
Po wyjściu z całego kompleksu , Zygmunt, poczuł, że i on musi czuć się jak komandos i po uruchomieniu swojego prokuratorskiego szóstego zmysłu, bezbłędnie odnalazł przystanek, a na nim kobiety. Kobiety były zwyczajne, ale trzymały w ręce butelki wody, jakie zwykle rozdawane są w autobusach. Nadjechał autobus nr 13. One wsiadły, my za nimi. Autobus ruszył. Początkowo faktycznie podjechał do rzeki. Widziałam nawet miejsce naszego oczekiwania na łódź. Ale autobus nie pies i do nogi nie chodzi. Zaczęła się podróż mojego życia. Jechaliśmy najpierw chyba po wszystkich ulicach jednej strony rzeki. Potem , ku mojej uldze przejechaliśmy rzekę. Autobus zaczął jednak jeździć znów po wszystkich ulicach - mogę więc powiedzieć, że znam Leshan doskonale. Ja wysiadłabym juz ze 20 razy, ale Zygmunt chwytał mnie mocno i wskazywał paluchem na baby z wodą. Tak więc po jakiejś godzinie ( dodam, że Budda był mniej więcej naprzeciwko miejsca, gdzie chcieliśmy dojechać - 200 m w linii prostej), dotarliśmy da autobusowy dworzec. Gdy wysiadłam na drżących nogach, wysłałam do Gosi smsa - wsiądźcie do 13, zamknijcie oczy i nie zważając na nic jedzcie do końca...
Po tych emocjach , postanowiliśmy pójść na obiad. Wytypowaliśmy jedna z licznych knajpek na przeciwko dworca.
Z mamą i córką porozumiewaliśmy się oczywiście za pomocą naszych cudownych rozmówek - prezent od Roberta A. - baby, zachwycone, chciały je od nas odkupić. Zygmunt, był również zachwycony i powiedział - Sprzedaj im, w końcu będzie jakaś knajpa w Chinach z polskim menu...
Długo to trwała, ale udało mi sie wytłumaczyć kobiecie , że to nie angielski, ale polski. Gdy jedliśmy juz nasze pyszna dania, córka siedziała na przeciwko nas z encyklopedią w ręce i czytała o tym, jaki to dziwny kraj ta Polska...
No i wróciliśmy do Chengdu.
Ale nie był to koniec tego pięknego dnia... Potem wybraliśmy się do restauracji na piwko i posiłek.
My z Zygmuntem byliśmy najedzeni ( kobietki w Leshnie dobrze karmiły), Gosia i Jarek postanowili skosztować syczuańskiego jedzenia...
Jedno danie - zawierało trochę mięsa, groszek w strąkach i paprykę - zieloną. Drugie troche mięsa, trochę orzeszków ziemnych i paprykę suszona - czerwoną , w ilości, która zaspokoiłaby potrzeby na ostrą suszona papryk,ę, małego osiedla na całe życie...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 28.5% świata (57 państw)
Zasoby: 509 wpisów509 1032 komentarze1032 5014 zdjęć5014 2 pliki multimedialne2
 
Nasze podróżewięcej
21.03.2025 - 23.03.2025
 
 
20.11.2024 - 08.12.2024
 
 
29.09.2024 - 10.10.2024