W Pekinie wieczorem wpakowaliśmy się w pociąg jadący do Datongu. Początkowo, gdy zobaczyłam Dworzec Zachodni w Pekinie nie wpadłam w histerię. Kiedyś dawno temu umówiłam sie z moim mężem na dworcu głównym w Poznaniu i nie mogliśmy się odnaleźć. Skoro poznański dworzec jest wielkości toalety w West zhan, to jakim cudem odnajdziemy właściwy pociąg ?A tu proszę , zaskoczenie. Weszliśmy do środka. Zobaczyliśmy mało skomplikowana tablicę. Znaleźliśmy bez trudu właściwy kod pociągu. Bardzo widoczna strzałka skierowała nas do właściwej poczekalni. We właściwej poczekalni też od razu było wiadomo gdzie dalej. Byłam zawiedziona, bo nastawiłam się na bieganie z obłędem w oczach po całym dworcu.
Przyszło mi jedynie poobserwować panienki w dworcowym sklepiku. Przy ladzie długości może ze 4 metry stało ich z 6 - wszystkie śliczne. Klienci podchodzili z częstotliwością może 1 na 5 minut, głownie po to , aby kupić zupkę w pudełku. Co panienki robiły poza staniem i wyglądaniem ślicznie? Nic. Ale usiąść im nie wolno było. Jedna próbowała i dostała reprymendę. 8 godzin takiej pracy i dostałabym na głowę.
W Datongu, tak jak obiecywał przewodnik Pascal, po wyjściu z pociągu przechwycił nas przedstawiciel lokalnego biura turystycznego. Z perspektywy czasu stwierdzam, że faktycznie należało o nim w przewodniku napisać, bo bardziej sprawnego człowieka w Azji nie widziałam. Facet w ciągu godziny, nam i z 15 innym białasom załatwił bilety na dalszą podróż i wycieczkę do Wiszącego Klasztoru i grot . Odpowiedział na milion pytań . Dostarczył herbatę. Załatwił reklamówki hoteli w Pingyao.
Sam Datong jest wyjątkowo pięknym miastem, co prawda oglądanym przez nas głównie z perspektywy placu przez dworcem. Dwie ciekawe rzeczy, to grający od świtu w zośkę i knajpka, w której zjedliśmy coś na śniadanie. Poza tym jest wyjątkowo piękny dla tych, którzy zakochani są w rdzennie chińskiej, współczesnej , ale trochę przechodzonej, betonowej architekturze.
Klasztor wzbudził mój zachwyt. Nie ma co pisać – jak ktoś chce opisu, nich cięgnie do przewodnika. Niezapomnianym przeżyciem, a w dodatku tylko moim , było za to skorzystanie z toalety , do której trzeba było przebrnąć kamienistą ścieżką na zboczu tej samej góry, do której przyklejony jest klasztor. Sama toaleta skład się z budy bez drzwi ( bardzo ładny widok) i dwóch desek nad dziurą w podłodze ( też piękny widok). W każdym razie toaleta ta zakasowała zajmujące 1 miejsce na mojej liście toalety w pewnym parku w Odessie…
Groty jak im tam znudziły mnie okrutnie. I to tyle na ten temat.
Wieczorem wsiedliśmy do pociągu do najpiękniejszego miejsca w Chinach – Pingyao…