To znaczy nie my, ale protestujący. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nadal nikt nic nie wie. Właśnie jesteśmy w drodze z biura Qataru do polskiej ambasady i może tam ktoś coś będzie wiedział, ale mówiąc szczerze - wątpię. Jak na razie trzymamy się naszego lotu 8 grudnia, bo jest on najbardziej realny. Wersja singapurska pozostaje w kazdym razie jako ostatnia deska ratunku. Nie jest to takie proste, bo do Singapuru nie ma bezpośredniego pociągu - trzeba się przesiadać 2 razy. Poza tym trzeba zaplanować jakiś nocleg, albo dwa, bo po jakichś 46 godzinach podróży, nie wyobrażam sobie , abyśmy byli w stanie wsiąść do samolotu na następne 24 godziny... Zostajemy wiec tutaj , przynajmniej do soboty. Potem zobaczymy. Tutaj ludzie mówili, ze cala sytuacja powinna rozwiązać się do urodzin króla ( niech im żyje długo i szczęśliwie) czyli do 5 grudnia. No i mieli racje.
My z uwagi na dużą ilość czasu zwiedzamy dzielnicę biznesową, w której mieszkamy. Jest ona oczywiście zupełnie inna niż stare miasto - same wieżowce i ludzie w białych koszulach. Ale pomiędzy tym wszystkim stoją stragany z zupą i innym pachnącym jedzeniem, a kobiety sprzedają kawę, owoce i bukiety dla Buddy.
Jutro, o ile nic się nie zmieni , pójdziemy pooglądać zgromadzenie narodowe ( gdzie protestowano ) i pałac królewski. W ogóle to widzieliśmy wczoraj protestantów , ale Zygmunt gapa nie zrobił zdjęć... Nie wiem na co on patrzy...
On mówi, ze jestem świnia, ale sam nie chce nic pisać. Nie to nie.
Idziemy do tej Ambasady.