Wczoraj , oprócz robienia mnóstwa rożnych niepotrzebnych rzeczy, wieczorem wybraliśmy się na festiwal teatralny. Żebyście nie myśleli, ze taka jestem bardzo kulturalna, festiwal odbywał się w parku nad rzeką, niemalże pod naszymi oknami. Długo szwendaliśmy się od sceny do sceny. I co? Stwierdzam, ze nie dla mnie to, bo zdecydowanie nic z nowoczesnej sztuki nie rozumiem ( pomijając fakt, ze słowo żywe toczono po tajsku) . Jeżeli zaś ktoś rozumie, proszę o wsparcie...
Dzis popływaliśmy sobie trochę khlongami, czyli kanałami i zrobiłam Zygmuntowi maly trekking, tym razem bez plecaków. Sama nie wiem, co mój ukochany mąż zaplanuje na wieczór... Może kurs tańca ( nowoczesnego) ? Pozdrawiam Was, skutecznie ukulturalniona M.