Tajpej 2.10.2025
Dzień na zwiedzanie stolicy Tajwanu. O świcie obudzony mnie przelatujące nisko myśliwce ( jako, ze pierwszych 10 lat życia spędziłam w odległości 2 km od lotniska wojskowego, dźwięk odrzutowców rozpoznaje od razu – chociaż może te nowsze brzmią trochę inaczej?). Zerwałam się z myślą, ze pewnie Chiny najechały na Tajwan. Ale nie, bo po chwili nadleciały jeszcze trzy w szykuje rozpylając kolory na niebie. Gdy już wyszliśmy z hotelu i udaliśmy się w kierunku pałacu prezydenta ( jego siedzibę widzimy znakomicie z okna naszego pokoju) , mój bystry umysł zauważył rozstawione trybuny, rosnące konstrukcje , nagłośnienie i niezwykle szybko wykoncypował, że w połączeniu z myśliwcami, z pewnością zbliża się święto Narodowe Tajwanu. I tak właśnie jest – 10.10.
Więc po tym nerwowym poranku pomaszerowaliśmy do Muzeum Narodowego ( kilka kroków od nas) I drugiego chyba historii naturalnej- sądząc po eksponatach. Było całkiem ciekawie, nie chciało nam się wychodzić na zewnątrz, bo było dziś 35 st. odczuwalne 43 st. Następnie pojechaliśmy metrem pooglądać grobowiec Czang Kaj – szeka. Ładnie, ale szału nie ma. Ze względu na szalejące słonce Zygmunt pozostał w cieniu drzew, a ja poszłam kilometrami odkrytej przestrzeni po jakichś 100 stopniach i złożyłam stosowny hołd. Darowaliśmy sobie inne atrakcje związane z wodzem.
Następnym punktem programu był wieżowiec Taipei 101 i obserwatorium na szczycie. Na szczęście widoki były warte ceny biletu ( 600 dol tajwańskich od osoby czyli 20 usd ) , bo widoczność była naprawdę dobra, no i ludzi niezbyt wielu.
Na koniec metrem i autobusem dotarliśmy do Muzeum Pałacowego, położonego dość daleko na północy miasta, bo Horodyski chciał zobaczyć kapustę pekińską z jadelitu. No i zobaczył