Kioto 23.09.2025
Na początek dodatek do Nikko ( bo zapomniałem, a Horodyski się domaga). Pojechaliśmy na stację kolejową w Tobu Nikko. Kupiliśmy bilety jak należy. Wyszliśmy na peron i ustawiliśmy się grzecznie na peronie, skąd, jak głosił napis na wyświetlaczu , odjedzie pociąg do naszej stacji końcowej. Stoimy. Obok pociągu, który na razie jest zamknięty ludzie robią dobie fotki itd. Jakiś człowiek od fotek nam też zaproponował, ze taką nam zrobi, wiec my chętnie. Stoimy i robimy te fotki, jest jakaś minuta do odjazdu naszego pociągu. Wiem jakiś Japończyk pyta nas czy my robimy zdjęcia, czy chcemy jechać pociągiem do Kitasenju Station. My na to, ze chcemy jechać. Nasz pociąg spokojnie szykował się do drogi ukryty za tym fotograficznym cudem... Wsiedliśmy właściwie w ostatniej chwili. Oto nikkowa historia Horodyskiego. ;))
Dziś za to po śniadaniu wsiedliśmy w Kamakurze w pociąg do Yokohamy. W informacji przygotowani sa na takich jak my i od razu dostaliśmy karteczkę jak i gdzie się przesiąść , aby skorzystać z dobrodziejstwa shikansrnu do Kioto. Tak wiec z Yokohamy przejechaliśmy kilka stacji do Shin -Yokohamy , a tam, podążając za znakami, sprawnie przesiedliśmy się do shikansenu do Kioto. Co ciekawe bilety kupiliśmy w kasie i kosztowały nas ok 650 zł za dwie osoby. Kupując bilety na ten sam pociąg w internecie , zapłaciłabym 1000 zł za dwa bilety. Nie wiem dlaczego tak się stało.
W każdym razie w niecałe dwie godziny znaleźliśmy się w Kioto.
Mamy tu cały domek, maleńki. Na dole ma kuchnię wyposażona m.in. w piękna ceramikę salon, łazienkę, toaletę i pralnię. Na górze ( schody jakby u Generała, albo na moją antresolę ) dużą sypialnię i pokoik do pracy. Calosc bardzo japońska, z drzwiami shoi. Domek jest stary i położony w bardzo wąskiej uliczce, którą trudno znaleźć. Bardzo nam się podoba.