Tokio 16.09.2025
Pożegnaliśmy dziś naszych przemiłych gospodarzy, aby nie wychodzić bez śniadania, dostaliśmy paczkę ze śniadaniem na wynos. W ogóle mieszkanie w hanoku było świetne, a koreańskie śniadania super, bo pani Lee dokładnie opowiadała nam o daniach, które robi – codziennie inne. Różnie było, ale o ile smakowała mi herbata z jujube, to zupa z wodorostów będzie moim najgorszym wspomnieniem.
Dziś od rana wszystko szło nie tak. Wstaliśmy o dobrej porze, ale potem nie mogliśmy złapać taksówki, ani jej zamówić, bo mój 3 dniowy Internet się skończył. Nawet poszliśmy na stację metra, ale nasze karty T Kakao czy jak im tam, nie zadziałały. Taszcząc bagaże wdrażaliśmy się na górę i na szczęście złapaliśmy taksówkę. Kierowca chciał jednak deklaracji, czy chcemy jechać na T1 czy na T2. Jako, że nie miałam internetu, strzeliłam ( 50% szans ) T2. Korki były ogromne i na lotnisko przyjechaliśmy 1.5 godziny przed odlotem, czyli ok. Okazało się jednak, że szczęście było po tej drugiej stronie i nasz lot jest z T1. Poszliśmy na autobus wahadłowy, ale ten odjechał nam sprzed nosa, bo kolano Horodyskiego nie chciało iść szybciej ( to wczorajsze górskie ekscesy). Wzięliśmy wiec taksówkę ( 12 minut). Na szczęście w kolejce do odprawy wyszukano kilka , tak jak my spóźnionych osób na lot do Tokio i odprawiono nas poza kolejką. Jednak kontrola bezpieczeństwa strasznie się ślimaczyła, potem trzeba było poczekać na kolejkę lotniskową i przejechać trasę do gatów. Na koniec czekał nas marszobieg do bramki, jak się okazało ostatniej, na samym końcu terminala. W sumie wsiedliśmy do samolotu jako przedostatni, bo za nami ktoś tam jeszcze biegł.
Za to w Tokio odprawa przeszła błyskawicznie, jak mniemam za sprawą licznych emerytów udzielających informacji.
Nie było jednak do końca tak słodko, bo Horodyski poszedł wymienić pieniądze i wracał co chwilę , aby wypełnić mu formularz do wymiany. W zasadzie to znał tylko swoje imię i nazwisko. Taki mi się mąż trafił...
Potem marudził, bo nie chciałam kupić biletu na pociąg tam, gdzie on chciał, a potem marudził, bo mimo tego , ze kupiłam bilety na pociąg w zasadzie bezpośrednio do naszego hotelu ( zamiast z dwiema przesiadkami), to za długo mu to trwało. W końcu jednak dotarliśmy do hotelu i poszliśmy na nasz pierwszy ramen w Tokio.