Dotarliśmy do Luang Prabang nawet nie za bardzo zmęczeni. Kąpiel i poszliśmy na obiad i spacer po mieście. Niewiele się tu zmieniło. Jest o wiele więcej samochodów, kawiarni i piekarni. Więcej ładnie urządzonych restauracji. I tyle.
Wieczorem poszliśmy na nocny targ, też w zasadzie bez zmian, nawet towar ten sam. Jedyne, to na placyku przed hotelem z kawiarnią, gdzie kiedyś chodziliśmy na kawę, postawiono scenę i rozstawiono stoły. Straganów z jedzeniem jest oczywiście o wiele więcej, tak jak i turystów.
Oczywiście spotkaliśmy Elisabeth- na szczęście spotkała się że znajomymi. Nie wiem co z Michaelem, mam nadzieję, że sobie poradził w Wientianie.