2.10.24
Dziś pojechaliśmy do miasta, którego nazwy nie mogę zapamiętać, pomimo dobrych chęci i długich ćwiczeń. To Szahrisabz ( przepisałam sylabami ).
Nie wiem jak to się stało, ale bilet na pociąg kupiłam na 3.10, a hotel zarezerwowałam do 2.10. Tak więc dziś zabraliśmy nasze plecaki ( w naszym hotelu nie było wolnych pokoi) i w recepcji zamówiliśmy sobie samochód, który miał zawieźć nas do Szcośtam, albowiem zachęcił nas opis miasteczka w przewodniku. ( Auto z kierowcą na cały dzień 70 usd).
Droga do Sz. Prowadzimy przez ładne góry i wioski , ale nule wiem dlaczego nie zrobiłam żadnego zdjęcia. Może dlatego, że droga wiedzie kilkaset metrów pod górę było dziś z 30 stopni, a w górach bardzo spadło ciśnienie i strasznie zachciało mi się spać. W każdym razie do Sz. dojechaliśmy około południa i deptakiem wewnątrz murów pomaszerowaliśmy w stronę atrakcji. Teren jest ładnie zagospodarowany, mnóstwo rabat wysadzonych jest szałwią i bazylią, co pachnie niemożliwie. Posadzono też tulipanowce, ale na razie nie dają wiele cienia, więc te 1,5 km do meczetów I mauzoleów idzie się właściwie w pełnym słońcu.
Meczet i mauzolea na końcu nie powalają, turystów też tam niewielu. Słowem szkoda trochę na to czasu. Jedyne co mi się podobało to stojące tuż za bramą resztki pałacu AK Saraj. Ale ograniczają się jedynie do resztek głównej bramy.
Słowem - atrakcje niewarte niemal czterech godzin spędzonych w samochodzie.
Jedynym pozytywem był obiad w knajpie tandori z baraniną ( pyszna) , ale zdaje się , że nasz kierowca trochę nas naciągnął- bo zapłaciliśmy dość sporo – chyba ok 40 usd na 3 osoby. Mniejsza z tym - było pysznie.
Nasz Jedyne Samarkandzie na dzisiejszą noc położony jest na przeciwko dworca, albowiem jutro rano jedziemy do Buchary.