27 stycznia 2024 Valladolid
Od samego rana Horodyski i Halka latają, aby wymienić kasę, a ja cierpię z powodu bólu gardła, którego nabawiłam się od klimy w samochodzie, bo ciągle było im gorąco...
W końcu jakiś się zebraliśmy i pojechaliśmy do Ek Balam. Im się podobało, a mi raczej nie. W każdym razie co niektórzy powłazili na piramidy, czy co tam jest innego ( tzn, że ja nie) , a potem pojechaliśmy strasznie rozklekotanymi rowerami do cenoty Xcanche. Co niektórzy ( czyli ja z Krzyśkiem wypławili się w dość zimnej wodzie. W drodze powrotnej do Valladolid zajechaliśmy do drugiej cenoty – Hubiku, która okazała się jeszcze piękniejsza. Oczywiście niepływający nawet jej nie obejrzeli, tylko podjęli próbę zakupu alkoholu w pobliskiej restauracji.
W końcu wymęczeni słońcem i wodą wróciliśmy do hotelu i teraz czekamy na moment, w którym udamy się na zasłużoną kolację. Mało dziś zdjęć, bo większość Krzysiek robił aparatem Dziękuję Zula za dobre rady w kwestii tych przeklętych fotek :)
Chyba pada deszcz...