Rano wpakowano nas, jak śledzie do busika, który najpierw, zwyczajem azjatyckim objechał wszystkie hotele z chętnymi na podróż do El Nido. Trwało to dość długo, na szczęście , my wsiadaliśmy jako chyba druga para, więc mieliśmy dość dobre miejsca. Bus kosztował 700 peso od osoby. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad i byłam pozytywnie zaskoczona, bo zajazd, podobny do miliona zajazdów w całej Azji, był czysty i zadbany – w przeciwieństwie do większości... Nawet kawę z ekspresu – co prawda kapsułkowego, ale mieli...
W El Nido ja posyłam na następną kawę, a Zygmunt , swoim zwyczajem kurcgalopkiem obleciał miast w poszukiwaniu odpowiedniego spania. Jednakże nic stosownego nie znalazł, a mnie odstraszał hałas i bary, na pewno dość głośne wieczorem. Turystów trochę było, ale nie jakieś tłumy. W sumie zarezerwowałam nocleg na Bucana Beach, jakieś 20km od El Nido, a przywiózł nas tu tuktuk. Nasz homestay jest bardzo nastrojowy, niestety domki bambusowe , choć z łazienką częściowo bez dachu ( uwielbiam takie)- strasznie malutkie. Są chyba mniejsze niż domek dziecięcy, który wybudowaliśmy w ubiegłym roku.
Maja tu pyszne jedzenie, więc wahamy się czy zmieniać miejsce czy też nie...