Podjęliśmy męską decyzję i po śniadaniu udaliśmy się najpierw do Bhaktapur, a potem do Nagarkot. W Bhaktspur Horodyski uciekł, a my z Madzią zwiedziłyśmy Durbar w towarzystwie przewodnika( za całe 5 dolarów). Mi ten Durbar i stare miasto zdecydowanie podoba mi się najbardziej, jest spore, a uliczki wokół urocze. Gdy byliśmy tu w 2018 okllica składała się głównie z hałd gliny, cegieł i dachówek , trwały prace renowacyjne po trzęsieniu ziemi w 2015. Teraz są już prawie na ukończeniu. Taksówką z Thamelu fi Bhaktapur 1500 rupii.
Potem pojechaliśmy do Nagarkot , też taksówką ( 1700 rupii). Pogoda byla zachęcająca, postanowiliśmy zjeść obiad i wybrać się na spacer jedną z dwóch tras , które tu kiedyś znaleźliśmy. Niestety znęcacze po obiedzie posnęli ( drzemka poobiednia), a w czasie gdy spali, chmury spłynęły nisko , zagrzmiało i potem padało już do wieczora. Horodyski nabył eksperymentalne wino nepalskim i zwykły arbuz. Arbuz był pyszny, wino nie wiadomo, bo pochłonął je Horodyski ( podobno słodkie).
Przesiedzieliśmy ulewę przy kartach, a potem poszliśmy na kolację. Zaraz idziemy spać, no pobudka o 4.00. Idziemy na punkt widokowy...