Wczorajsze popołudnie spędziliśmy w okolicach Plaza Mayor, czyli w centrum Limy. Taxi z Barranco 30 soli. Wbrew różnym informacjom z internetu wyrażającym się dość sceptycznie o Limie, nam stare centrum bardzo sie spodobało. Powłóczylismy się po okolicy i pooglądalismy piekne cedrowe balkony, a wybrańcy udali sie na zwiedzanie katedry. Zwiedziłysmy tez z Halką sklep Bożonarodzeniowy, czy jak go tam nazwać, w którym królowała jednak niestety chińska myśl dizajnerska, więc ni nie kupiłyśmy. Za to spodobała nam sie piekna czerwona latarnia ( sic!) z mikołajowymi latarenkami. Akurat do Łaska...
Z zaplecza placu oglądalismy też kolorowe domki na zboczu wzgórza San Cristobal, byc może wybierzemy się tam przed wylotem do domu. Poza tym odbywaóo się tam kilka jedzeniowych zgromadzeń, gdzie kupiliśmy pyszne obwarzanki. Wszystkie stragany były obsługiwane przez panie i panów w strojach covidowych - biały kombinezon, czepek, maski , rękawiczki. W Peru bardzo poważnie podchodzi sie do zabezpieczeń covidowych i naprawdę wszyscy chodzą w maskach, a niektórzy nawet w dwóch. Wszędzie dezynfekują ci ręce , w sklepie, restauracji. Zawsze stoi jakiś człowiek w pełnej gotowości do spryskania wystawionych rąk.
Obiad zamawialiśmy w ciemno, wiedzieliśmy co to ceviche i zupa rybna, resztę wybraliśmy na chybił trafił z celnościa ok. 50 %. Halka dostała np. rybę w bardzo kwaśnym sosie z limonki z kolendrą, a ja rybę w sosie ciasteczkowym... Za to Krzysiek bardzo smaczny ryż z rybą.
Turystów spoza Peru raczej nie spotkaliśmy (poza naszym hostelem), chociaż na placu i w jego okolicach było sporo ludzi. Bardzo jestem ciekawa jak będzie w Cusco, do którego lecimy dziś liniami Latam Arlines (a jakże). Bilet z dużym bagażem kosztował ok. 200 zł, ale nie pamiętam juz dkoładnie.
Później
No, jestesmy już w Cusco. Lot przebiegał pod znakiem nieprzyjemnych turbulencji , "bojałam się" i musiałam trzymać Horodyskiego za rękę. Nic jednak się nie wydarzyło i po przelatywaniu samolotem pomiędzy różnymi górkami, wylądowaliśmy szczęśliwie. Co prawda pierwszy chyba raz zdarzyło mi się, że samolot aby wylądować nabierał wysokości, bo Cusco leży wyżej niż wysokość przelotowa naszego samolot, ale było ciekawie. Taksówk zawiozła nas do wysoko położonego hostelu i tam uraczyliśmy się spora porcją herbaty z koki i piwa. teraz zalegamy w łóżkach, aczkolwiek nie jest zbyt późno. Taki trochę zmarnowany dzień.