Śniadanie dali nam bardzo dobre – na słodko. Najważniejsze, że potrzeba kawy porannej została zaspokojona. Jako, że uświadomiłyśmy sobie, iż znajdujemy się nad Atlantykiem, poszłyśmy go obejrzeć. Znajduje się on całkiem niedaleko od naszego hotelu , w związku z czym oglądałyśmy go owitego w poranne mgły, bo oczywiście wygoniłam Nel z łózka rannym świtem po 8.00. Owity wyglądał bardzo ładnie, tak więc obejrzałyśmy również pobliską kazbę Al-Udaja , a spacerując wzdłuż rzeki dotarłyśmy do nieukończonego meczetu Hasana i mauzoleum Muhammada V. Była to część przewidywalna. Później udałyśmy się gdzieś i nie bardzo wiedziałyśmy gdzie to gdzieś się znajduje. Co gorsze zapytany tubylec, któremu podsunęłyśmy mapę pod nos, też nie wiedział. Poszłyśmy więc dalej mijając ambasady, budynki rządowe ( chyba) , umundurowanych wojskowych lub policjantów ( mogli to też być strażacy) oraz liczne posterunki z bronią maszynową. Okolica była ładna i na szczęście nikomu nie przyszło do głowy, aby użyć na nas wspomnianej broni. Jak się później okazało ( po zasięgnięciu opinii jednego z mundurowych – cywilom już nie ufam) ustaliłyśmy miejsce pobytu w okolicy Wielkiego Meczetu , a obleciałyśmy uprzednio w sumie pół Rabatu. Nic to, aby odzyskać równowagę umysłu poszłyśmy obejrzeć wystawę kolekcji Banku Hiszpańskiego z Goyą w tle oraz niesamowicie niezrozumiałe okazy marokańskiej sztuki współczesnej.
Po obiedzie uznałyśmy, że dość tej kultury, co za dużo to niezdrowo i pałętałyśmy się po bazarze oglądając niesamowicie zrozumiałe okazy marokańskiej sztuki metalurgicznej w postaci lamp i włókienniczej w postaci różnych takich tam. Oglądałyśmy również okazy sztuki chińskiej głównie w branży odzieżowej, ale nie jesteśmy pewne. Mogły to być również okazy sztuki jakiegoś innego kraju, ale podobne.
W końcu po tak męczącym dniu - ach, bo nabyłyśmy również bardzo inteligentnie bilety kolejowe na jutro, przy czym – rzecz godna zaznaczenia- dokonałam tego ja, tak znakomitą francuszczyzną, że aż pan od biletów tłumaczył to na angielski. Z każdym dniem tutaj mój francuski staje się znakomitszy, co nawet przyznaje osobiście Nel. W każdym razie bilety nabyłyśmy i spożyłyśmy kolację ,obejrzałyśmy zachód słońca nad oceanem ( niekoniecznie w takiej kolejności) , a teraz prowadzimy intensywne życie w strojach wieczorowych. Ja piszę, Nel czyta.