Rano, po śniadaniu ruszyłyśmy na dworzec i ku naszemu zdziwieniu dotarłyśmy tam w kilkanaście minut spacerkiem– poprzednio wydawało nam się, że musimy mieć co najmniej godzinę... Pociąg te jakoś szybko dowiózł nas do Meknes ( 69 dirham ok. 2godziny), z tym, że toalety były przeważnie zaspawane. W jednej zaś siedziała jakaś baba, ale nie skumałam o co chodzi. Z dworca dojechałyśmy o hotelu za 30 dirham ( potem okazało się, że powinnyśmy zapłacić 10, ale trudno straszne z nas …). 30 dirham to ok. 11 zł, więc niech będzie nasza strata. Riad jest bardzo ładny, ale chyba jesteśmy tu zupełnie same, bo i turystów tu nie ma. Zapędziłyśmy się w labirynt medyny i zupełnie straciłyśmy orientację w terenie, ale za to skutecznie nie dałyśmy się oprowadzaczom – amatorom, więc nie było źle. Pooglądałyśmy atrakcje Meknes, niestety mauzoleum do którego chciała wejść Nel było zamknięte z powodu remontu. Poza tym zwiedziłyśmy Muzeum Meknesu i miniaturkę Jemma el Fna. Podobnie, tylko mniej i nie tak malowniczo. Za to zima daje się we znaki, że coś strasznego... Jutro chcemy jechać do Volubilis, mam wstępnie przedyskutowaną sprawę z naszą panią riadową, ale brak Kierownika, który w takich sprawach jest niezastąpiony.
Pokój mamy bardzo malowniczy nazywano go imieniem Szecherezady– z antrejką , w której znajdują się miejsca siedzące dla oczekujących na audiencję oraz salą tronową z tronem i dwoma łóżkami, całość w srebrze, fiolecie i purpurze z licznymi rzeźbieniami i inny mi cudami. . Coś pięknego, mam zamiar założyć u siebie podobne zasłony... Łoża mamy niczym katafalk w Łasku, tylko także ton ą w fioletach i srebrach. Kołder za to mamy chyba ze dwie tony, aż się boję, że gdy się nimi przywalę, to nie zdołam się wydobyć do następnego ranka... Aż strach tu spać...