No oczywiście wiem co to W.B. :)
No a teraz będzie o tych nieszczęsnych chustkach. Wszystkie baby pozakładały je przed wyjściem z samolotu – więc ja też. W sumie nic takiego po paru minutach w ogóle o niej zapomniałam, a teraz uważam, że lepiej robi dobrze na moje włosy. Przynajmniej raz nie muszę się martwić, że sterczą mi każdy w inną stronę. Nikt też nie krzyczał , ani w ogóle nic, gdy zsunęła mi się z głowy... Kobiety tutaj noszą się najczęściej na czarno lub z małymi dodatkami kolorowymi, ale jest też trochę kolorowych ptaków. Wszystkie mają ubranie mniej więcej do połowy uda, ale ja miałam do bioder i nikt się nie czepiał. I tak od razu widać, że my nie stąd. One prawie wszystkie strasznie mocno się malują i noszą bordowe lub czerwone usta i grube czarne brwi na prostokątnie ( może to się jakoś nazywa , ale w każdym razie nad nosem mają na kwadratowo).
Wczoraj wieczorem poszliśmy w miasto lekko się rozejrzeć i coś zjeść. Obejrzeliśmy jedną z głównych atrakcji – most niezwykle stary i ku naszemu wielkiemu zdziwieniu nie znaleźliśmy restauracji , aby zjeść kolację. Może są gdzieś poukrywane. W sumie wylądowaliśmy w jakimś barze, gdzie wybierając pomiędzy pizzą, kebabem i kurczakiem wybraliśmy chyba najgorzej, bo kurczaka wyjątkowo paskudnego.
Strasznie to dziwne, bo zwykle w miejscach uczęszczanych knajp jest mnóstwo.
Mamy w hotelu internet, ale nie działa moja poczta, żaden serwis informacyjny – poza TVN24, facebook. Horodyski się cieszy bo jest całkowicie odcięty od wszystkiego.
To pisałam rano, a teraz wróciliśmy do hotelu po całym dniu biegania po Isfahanie. Jest zielono, jest bardzo czysto ,pięknie i bezpiecznie. Sprzedawcy nienatrętni. Turystów trochę, ale raczej niewiele, dwie czy trzy francuskie wycieczki i kilkunastu indywidualnych turystów. Odkryliśmy tez piękne restauracje, ale znajdują się dość daleko od nas, bo w dzielnicy ormiańskiej. Jest tam bardzo ładnie, cicho i pełno kawiarni i restauracji. Niedaleko od głównych atrakcji. W sumie poleciłabym komuś na przyszłość, jako miejsce na znalezienie hotelu. My mieszkamy niedaleko bazaru, ale przy głównej ulicy i trochę tu hałaśliwie, no i , jak pisałam, jest tu kilka barów z rożnymi ichnimi fast foodami, ale restauracji brak.
Plac Naqsh-e Jahn Square przy którym znajdują się główne atrakcje miasta czyli meczety i pałace jest wyjątkowo sympatyczny, a wszystkie zwiedzone miejsca zachwyciły nas. Spodziewałam się większego przepychu i przeładowania, ale zawiodłam się, bo to wszystko tutaj – wszystkie zdobienia są niezwykle subtelne i naprawdę piękne. Wszystko nam się podobało. Wstęp do większości atrakcji kosztuje chyba 200000 riali co stanowi ok. 5 dolarów. Nie umiem przeliczać tych cen , bo zera mi się mylą i łatwiej podawać mi w dolarach. Kawałki mięsa mielonego opiekane na szpadach z pomidorami w placku chlebowym, do tego jakaś cola kosztują ok. 2,5 dolara za osobę. Falafele w bułce z warzywami ok. 2 dolary. Kawa w bardzo dobrej knajpie ok. 2 dolary w byle jakiej byle jaka rozpuszczalna ok. 25 centów. Taksówka z dworca do hotelu 5 dolarów. W ogóle jest tu niedrogo.
Jeden dzień wystarczył nam na Isfahan, w sumie moglibyśmy poświęcić następny dzień na kilka atrakcji w okolicy, ale chcemy jechać do Yazd, które jest zachwalane przez wszystkich...
Dziś wracaliśmy z placu przez kompletnie puste i ciemne bazarowe uliczki i nie zaczepił nas nawet kot z kulawą nogą. Mniemam więc , że jest tu bezpiecznie. W ogóle ludzie są bardzo mili, niektórzy chcą się z nami fotografować lub zamienić choć parę zdań. Generalnie słabo mówią po angielsku, a jeżeli już to często tak, że ja nic nie rozumiem. Ale dogadać się można...