Nasz jacht ma tyle długości, że czyni go to jednym z większych, żeglujących tutaj. Nie pytajcie jednak ile, bo musiałabym zapytać Zubka, a on ciągle jeszcze rzuca palenie . Ma on - jacht, nie Zubek rzecz jasna, trzy zamykane kajuty – kapitańska na dziobie i dwie na rufie – piwnicę – w której sypiają W. oraz trumnę, w której sypiamy my. Trumna podobna jest do trumny, tylko trochę większa i ma się do dyspozycji dwie bakisty. Ma też kambuz z kuchenka, zlewem i lodówką i kokpit z kanapami i stołem na skrzyni mieczowej. Mamy też stół na pokładzie i piękne koło steru. Mamy też telewizor, radio i wifi. Jest nawet łazienka, lecz robi za składzik rzeczy różnych.
Dziś z rana opuściliśmy Sztynort – strasznie drogi ( dla porównania postój w porcie w Giżycku 25 zł – w Sztynorcie – 70 zł), tutaj prysznic 10 zł, w Sztynorcie 15). Po kilku godzinach żeglugi , podczas których Krzysiek kładł nas w różne strony – a wiatr był słuszny, przeszliśmy przez kanał miejski w Giżycku na Niegocin. Mieliśmy płynąć dalej, zaraz po zakupieniu cygar przez Zubka ( cośmy wczoraj przeszli przez jego rzucanie palenia, tego żadne słowo nie opisze!!!), ale przez aklamację przyjęto, iż zostajemy i zostaliśmy.
Pozwiedzaliśmy Giżycko, co nie było zbyt trudne i wymagające, a także pozwiedzaliśmy wszystkie knajpy w okolicy kosztując w ogóle różnych rzeczy, a w szczególe mrożonych kaw, lodów z bitą i bez, lemoniad i piw wszelkiego rodzaju. Czuję to wszystko w sobie, niestety...