Trzy matki ma Ola. Jest to niewątpliwie szczęście dla niej, ale niekoniecznie jest to szczęściem dla jej narzeczonego Remika. Bo posiadanie trzech teściowych jest jednak czymś innym w ogóle i szczególe, aniżeli posiadanie trzech matek. Nie ma jednak chłopak nic do gadania, bo trzy matki są i tyle. Są w komplecie z Olą oczywiście.
(Teraz Matki pojawiają się w kolejności dodania, jak nie przymierzając Trzy Wiedźmy u Szekspira)
Matka Pierwsza jest Matką Rodzicielką. Powie, nauczy i ma , co najistotniejsze, nieziemską cierpliwość, aby wysłuchiwać marudzenia Oli ( zgadnijcie czyja to córka?). Zawsze podziwiam Nel, gdy tłumaczy i tłumaczy coś Oli w sytuacji, gdy ja wydarłabym się już straszliwie ( no ale ja jestem Matką Drugą ) . Nawet jak Nel krzyczy, czyni to mało przekonująco i jakoś subtelnie.
Bo od krzyczenia jestem ja, czyli Matka Druga - Macocha. Mam to zapisane w odwiecznej tradycji i to ja jestem ta Zła. To ja krzyczę i mówię, że mi się nie podoba i krytykuję ( uwielbiam krytykować) , a Ola nic. Kiedyś tam to chyba trochę się wzruszała, ale teraz lata doświadczeń dały efekt i jest na to tak przygotowana, że gdybym coś u niej pochwaliła, to chyba wpadłaby w histerię.
Nic to nie szkodzi bo od wyciągania z histerii jest Matka Trzecia - Pocieszycielka.
On wysłucha i posłucha i doradzi. Miód na serce. Któregoś lata podczas wakacji w Lubniewicach Ania adoptowała Olę ku jej uciesze ( na pewno były wtedy pijane). Faktem jest, że Matka Trzecia jest i trwa na posterunku, a czasem nawet robi za przykład, gdy Ola niby nic, tak mimochodem opowiada jak to Ania dobra ( bo ja oczywiście nie, w końcu jestem Macochą!) tak, dla przykładu...
Tak więc my, Trzy Matki jedziemy sobie grzecznie z walizkami, kosmetyczkami, cieniami do powiek, ściągającymi majtasami, sukniami , a co niektóre nawet kapeluszami, na wczasy z niemieckim biurem podróży , a więc biorąc pod uwagę porę roku, również z niemieckimi emerytami ( nie powinnam się burzyć, bo ja też prawie emerytka ha, ha). W sumie może być wesoło.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że przywiozę z Hiszpanii nie tylko uzależnienie od wina
( te dwie Matki to namiętne wypijaczki wina, więc mam to na bank - po powrocie krótki turnus rehabilitacyjny w Obrzycach) , ale też trochę wrażeń.