Dziś wieczorem wyjeżdżamy do Hanoi, w związku z czym dzień dzisiejszy poświeciliśmy na zwiedzanie Hue. Znajduje się tutaj cytadela i Zakazane Miasto - pałac cesarski, ale nie będę się rozpisywać na temat jego historii - bo mi się nie chce... Wygląda on całkiem nieźle jak to zwykle pałace cesarskie. Wyróżnia go jednak to, ze nie w całości jest odrestaurowany i w dużej mierze prace remontowe trwają nadal. Jak ustaliliśmy w drodze czynności operacyjnych, jeden z pawilonów, zniszczony w 1947 roku - restaurował wspominany już tutaj Kwiatkowski. Milo było w każdym razie poczytać polskie napisy na planach.... Najmilsze jednak było to, ze tutaj dokładnie wszędzie można wejść... wchodziliśmy pomiędzy robotników na rusztowaniach i tam, gdzie ogrodnicy sadza rożne rzeczy i przycinają bonsai... Wszyscy witają cie tylko Hello i wracają do pracy. To chyba nie do pomyślenia gdzie indziej. Po wyjściu z zakazanego miasta, Zygmunt - ten, który zawsze udziela mi dobrych rad na temat niewdawania się w dyskusje z naganiaczami i sprzedawcami, został ponownie zindoktrynowany przez kulisów i w efekcie po długich targach pojechaliśmy do klasztoru i świątyni za miastem . nic ciekawego, ale w każdym razie przejażdżka ryksza była ciekawa, w szczególności kiedy wziąć pod uwagę fakt, ze Zygmunt wazy 120 kg, a kulis.... prawie 50... Jakoś jednak przeżyli i nawet chcieli nas wozić dalej dookoła starego miasta....
Odpuszczamy sobie groby cesarskie i rzekę Perfumową ... A po Cu Chi mamy dość Vietcongu.
Teraz kapiemy się i ... jazda do zatopionego Hanoi....