No i dotarliśmy do Hue. Jak się okazuje w Hanoi , dokąd ruszamy jutro wieczorem, jest powódź. Z Hoi An do Hue jedzie się autobusem 5 czy 6 godzin, nie wiem ile to kilometrów, ale 48 km jechaliśmy 2 godziny. Tutaj na drodze maksymalna prędkością jest 80 km/h. W każdym razie śledzimy sytuację powodziowa - i pewne pytania pozostają bez odpowiedzi... Np. Dlaczego, gdy wjeżdżaliśmy do tunelu pod olbrzymia górą ( tunel 6800 m ) za Da Nang, to świeciło słonce, a gdy wyjechaliśmy z drugiej strony - padal deszcz? Bardzo zastanawiające, nie? W każdym razie tutaj w Hue pada i w związku z tym nabyłam piękną pelerynkę koloru lila róż, albo fiolet. Wyglądam w niej jak przerośnięta Wietnamka... Zygmunt odmówił kupna i moknie.... Jutro wybieramy sie na zwiedzanie Hue i jak się okazało, mieszkamy tuz obok cytadeli, którą chcemy zwiedzić.
Dziś mamy full wypas - komputer z internetem w pokoju, wiec nie muszę oglądać się na chodzących mi za plecami białasów, którzy też chcą wysłać maila. Tutaj przy wyborze hotelu zwykle korzystamy z usług naganiaczy i po ustaleniu ceny i obejrzeniu pokoju- zwykle wybieramy to czy owo. Oczywiście cena jaka płacimy ( 10 USD za pokój 2 osobowy z łazienką - tak jak dziś z Internetem, 8 USD z łazienką bez internetu) wcale nie jest najniższa, bo jak przypuszczam w dormitorium można przenocował za jakie 3 a nawet 2 dolary. Jednak 10 USD jest i tak cena śmieszną..... A ja, z uwagi na wiek podeszły muszę mieć lazienke w pokoju. Te hotele naprawdę są czyściutkie i bardzo ładne, nie wiem jak to się im opłaca za taka cenę... Postaram się wrzucić jakie zdjęcie z naszego hotelu...
Jedzenie też jest tanie - np moje dzisiejsze śniadanie ( zwykle takiego nie jem - tutaj po raz pierwszy ) - jajecznica z bekonem, pomidorami i cebulka, owoce, musli , jogurt, sok owocowy, bagietka, masło dżem, kawa z mlekiem - kosztowało 2 euro. Śniadaniem tym z powodzeniem najedzą się 2 osoby. Wyjście na kolacje z piwem - dla 3 osób kosztuje ok. 6 -7 euro ( łatwiej mi przeliczać na euro, bo kosztuje ono ok 20.000 dongów, dokładnie chyba 22.000 ).
Zabieram się za wrzucenie zdjęć....
No wrzuciłam coś. Na jednym jest Zygmunt jedzący tradycyjna zupę pho na rynku u ulicznej sprzedawczyni. Ja tez jadłam - na dowód moja miska. Jolka uciekła, bo stwierdziła, ze nie będzie tam jadła, chyba goniły ja jakieś ameby.....Nie dala się przekonać, ze z cala pewnością i w restauracji, jedzenia , które potem dostaje, ktoś dotyka rękoma...
Moja koleżanka ( ze zdjęcia) doczepiła się do nas i pięknie pozowała mi do zdjęcia za pare groszy. Ta druga też...