dzien ostatni lub przedostatni

Tak a propos komentarzy. Zygmunt wykapał się w morzu ( południowo chińskim nawiasem mówiąc). Deszcz pada dziś - czasami, ale nie na tyle , abyśmy nie mogli przejechać się rowerami i wykapać w morzu. Uliczki miały 1,2 m, ale jak powinieneś, drogi synu przeczytać, nie robiłam tam zdjęć. To jest jedyne, zrobione w innym miejscu.
Tak wiec po przydługim wstępie, muszę dzień dzisiejszy, ostatni w Hoi An, albo też przedostatni, bo jutro spędzimy tutaj czas do 1.30., ocenić jako całkiem niezły. Co prawda , jak dla mnie , mam już dość cywilizacji i tęsknię za totalną dziczą , ale jak na razie nic na to nie poradzę.... Dziś pojechaliśmy zwiedzić MY Son - kompleks światynno - pałacowy Czamów, ludu, który tu żył kiedyś, ale nie wiem kiedy... Wycieczka kosztowała 8 USD z powrotem łodzią i lunchem. Szczerze mówiąc , były to same ruinki i to tonące w błocie ( ja niezbyt przepadam za ruinkami) , no ale w sumie nie były złe, bo jak się okazało, jedynym z głównych konserwatorów , którzy je, co cóż, konserwowali i odbudowywali po amerykańskich nalotach, był polski konserwator zabytków z PKZ Warszawa - niejaki Kwiatkowski.
Na nasza wycieczkę udaliśmy się autobusem, ale całkiem nietypowym, bo trzy ostatnie rzędy były ... leżące. Tak wiec jechaliśmy na miejscach leżących i było nam znakomicie.. Wracaliśmy rzeka, ale na nasze nieszczęście rozpadał się wcale solidny deszcz , a że zajmowaliśmy siedzenia z przodu - po zakończeniu rejsu spływaliśmy wodą.... Sama przyjemność... Najlepsze jednak było to,że pod potokami wody,podano nam ... lunch...
Oczywistym jest, ze przemoczenia nie można lekceważyć. W każdym razie z Zygmuntem najpierw wybraliśmy się na rowerowa przejażdżkę, a potem ( tutaj o 18.00 jest ciemno) poszliśmy do knajpy hotelowej i ... wiadomo co....
Jutro w południe ruszmy do Hue... Tak w ogóle to te zdjęcia strasznie wolno się tutaj ładują, spróbuję jeszcze jutro dodać coś nowego
Pozdro.... magda

Zdjęcia (5)

Komentarze (1)