Nikko 19.09.2025
W dość mało skomplikowany sposób wyjechaliśmy z Tokio. Jedynym problemem okazały się nieznane nam dodatkowe bilety ( peronówki?) , które należało zakupić obok biletu kolejowego. Najpierw nie wiedzieliśmy jakie kupić, a było ich kilka rodzajów, potem, już w Nikko, mieliśmy kłopot ( jak i tłumek przybyłych turystów ) z opuszczeniem stacji. Poza tym , trzeba przyznać, że dworce i metro są znakomicie oznakowane i trudno się zgubić. Na dodatek Mapy Google, po wytyczeniu trasy kolejowej – np. tak jak my do Nikko, dokładnie wskazują, którym wyjściem na dworzec najlepiej wejść i wyjść, ile przystanków przejechać i który wagon jest najbardziej optymalny przy przesiadce. Może i w Polsce tak pokazują, ale nie wiem , bo nie korzystałam. Peronówki – 1400 jenów
Bilety kolejowe – 2100 jenów
Do Nikko dojechaliśmy ok. 14.00, zjedliśmy obiad w jednej restauracji przy dworcu i taksówką( 1400 jenow) dojechaliśmy do naszego hotelu położonego nad rzeką. Pokoje mają charakterystyczny zapach drewna , może trochę za charakterystyczny jak na mój gust, ale guesthaus Turtle Inn Nikko jest bardzo przyjemny, ma prytwatny onsen i w ogóle podoba nam się okolica. Muszę koniecznie pochwalić tu mojego syna najstarszego, który nakazał mi znaleźć hotel w tej okolicy, bo faktycznie, stąd najbliżej jest do wszystkich atrakcji Nikko.
Dziś poszliśmy obejrzeć położoną bardzo blisko nas Tamizawa Imperial Villa. Jest piękna – kazałam Horodyskiemu , aby taką mi zbudował, łącznie z ogrodem. Zgodził się. ;)
Najbardziej rozczuliły mnie dwa bodziszki w doniczkach umieszczone w gablocie.
Około 18.00 poszliśmy w miasto poszukać miejsca, gdzie moglibyśmy wypić piwo, albo coś innego, ale wszystko było pozamykane, albo miało zamknąć się niebawem. Nikko było jak wymarłe, kilku turystów, tak jak my pałętało się w poszukiwaniu tego co i my. Być może przy dworcu można coś znaleźć, ale zabrakło nam wytrwałości, aby tam dojść.