Wczoraj przejechaliśmy w poprzek niemal całą Polskę.I po pokonaniu kilometrów znienawidzonymi przeze mnie autostradami ,na których wlekliśmy się w jakichś okropnych korkach, dotarliśmy do Uroczyska Zaborek, gdzie oczekiwali przybyliśmy wcześniej nasi współtowarzysze podróży. Mi sił wystarczyło jedynie na wypicie 3 herbat, rozkoszować się uroczyskiem nie miałam już siły. Na domiar złego w nocy pożarły mnie jakieś meszki i teraz chodzę o głównym moim zajęciem jest drapanie się po różnych częściach ciała.
W każdym razie po śniadaniu rozpoczęła się nasza wycieczka, rozpisana w szczegółach ( na pewno dużym nakładem pracy) przez Zbyszka.
Ruszyliśmy na początek podziwiać konie w stadninie w Janowie Podlaskim i oglądać stajnię i inne takie. Ludzi jednak zebrało się tam mnóstwo, z pewnością z uwagi na piękną pogodę i sobotę. Popodziwialiśmy więc , obejrzeliśmy kilka koni, wysłuchaliśmy opowieści przewodniczki o historii stadniny ( sprytnie pominęła kilka niewygodnych fragmentów owej historii) ale jakoś stadnina pozostawiła w nas uczucie niedosytu.
Za to góra Grabarka spodobała mi ssie niezmiernie, być może dlatego, że akurat nie było tam zwiedzających. Nabrałam też do butelki widy ze świętego źródła, które leczy wszelkie choroby, ale nie wiem dlaczego Horodyski nie dał sobie polać bolącego kolana. Bo na razie biedak kuśtyka w ortezie i o kuli.
Następnym celem był skansen ( a może to nie skansen) Ziołowy Zakątek, gdzie spożyliśmy obiad i pooglądaliśmy różne zioła, w większości nam znane.
Następnie ruszyliśmy do Białowieży i nie wiem dlaczego wszyscy mieli do mnie pretensje, że moja nawigacja pokazuje ciekawe drogi przez budowy i inne takie, jak wioski zabite dechami... Podobno nawigacje pozostałych prowadzą ich tylko drogami szybkiego ruchu – prosto do celu... Moim zdaniem powinni być wdzięczni za pokazanie im prawdziwego Podlasia, nieprawdaż?