Dwa dni temu przybyliśmy do naszych przyjaciół w Warszawie. Bezpośredni pociąg z Krzyża jedzie niecałe 4 godziny, wiec podróżuje się dość szybko i przyjemnie ( chyba w końcu ukończono remont trakcji) .
Dawno nie byliśmy w stolicy , więc teraz z przyjemnością spędziliśmy godziny na mądrych rozmowach przy winie, pospacerowaliśmy trochę po mieście i bardzo nam się to wszystko podobało. Warszawa zmieniła się na korzyść od czasów, kiedy byłam tam ostatnio ( tj. nie tylko przejazdem) – a było to w czasach dość odległych, może kilkanaście lat temu. Horodyski nic nie mówi, ale jemu chyba też się spodobało, bo nawet stwierdził, że jest tu lepiej i ładniej niż w Sztokholmie. W zasadzie mogę się z nim zgodzić.
Uzbekistan to dla mnie taka trochę nieodbyta podróż sentymentalna. Moi rodzice, w zamierzchłych czasach głębokiej komuny, planowali zwiedzanie Buchary i Samarkandy i nazwy tych miejscowości często przewijały się w ich rozmowach. Potem Mama zachorowała i wszystko się zmieniło. W związku z tym nigdy tam nie dojechaliśmy. Gdy więc Zygmunt rzucił hasło - Uzbekistan, ja rzuciłam wszystko i kupiłam bilety na lot LOT – em , bezpośrednio do Taszkentu z Warszawy.
Jadę więc z duchem Inki na jednym ramieniu, a Sergiusza na drugim :))