Tradycji stało się zadość i Horodyski połamał fotel na promie z Positano do Neapolu.
Zanim jednak tego dokonał udaliśmy się deszczowym rankiem do Amalfi. Zapewne ze względu na w miarę wczesną godzinę o na deszcz , ludzi nie było aż tak wielu. Pochodziliśmy trochę po miasteczku, pełnym sklepów z tym samym co wszędzie... Na szczęście trafiliśmy także na sklep z nasionami, gdzie dokonałyśmy odpowiedniego zakupu. W odludnej, ale ładnej knajpce zjedliśmy obiad ( niekoniecznie smaczny, ale za to drogi) I po krótkim pobycie na kamienistej plaży, udaliśmy się promem do Positano. W Positano ludzi było zdecydowanie więcej. Tłumy przewalały się po plaży i po uliczkach bardzo wąskich zresztą. Usiłowaliśmy pójść gdzieś wyżej, ale zrezygnowaliśmy, bo przeciskanie się pomiędzy ludźmi 7nie było zbyt przyjemne. Znaleźliśmy więc bar na wybrzeżu, gdzie raczyliśmy się drinkami i lodami. Z pewnością, gdyby pozbyć się tłumów miasteczko byłoby przeurocze.
W sumie dzień był bardzo udany, aczkolwiek strasznie leniwy. Mieliśmy kupione bilety na prom, na konkretne godziny i w związku z tym czas dość ograniczony, ale chyba wystarczający na podziwianie uroków wybrzeża Amalfi.
Na szczęście deszcz ustał gdy byliśmy w Amalfi, więc chociaż tyle dobrego.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Sorrento, a Horodyski swoim zwyczajem, jak już wspomniałam, tak się wiercił, że połamał doszczętnie statkowy fotel.