30 stycznia 2024 Campeche
Pół dnia znów jeździliśmy drogami oraz po wioskach, w których nie widziano turystów od 1519 roku. Cisza, puste drogi, trochę pól. Co jakiś czas samochód lub motor, ale nieczęsto. Trochę dziur i tysiąc spowalniaczy w każdej miejscowości i poza nimi.
Potem wjechaliśmy jednak na autostradę, czy też drogę szybkiego ruchu pod Campeche i od razu zrobiło się bardziej cywilizowanie.
W Campeche drogowe szaleństwo- wobec mnogości aut i ludzi dwa razy objechaliśmy stare centrum nim zaparkowaliśmy na parkingu na dachu miejskiego targowiska- ale za to tylko za jedyne 5 pesos.
W Campeche turystów niewielu, ale i też nie bardzo jest co podziwiać, w każdym razie mi się nie za bardzo podobało. Trochę kolorowych domków, o których zapomnę za dwa tygodnie. Jakieś kościoły, których nie zwiedzam od czasu, gdy Horodyski kazał mi oglądać wszystkie w Wilnie.
Potem pojechaliśmy 30 km dalej, gdzie nad samym morzem ( samym oznacza jakieś 7 m) mamy chatynkę. Wody Zatoki Meksykańskiej są jednak dość mętne, za to miejsce i chatka idealne. Z uwagi na te wody zostajemy tu tylko na jedną noc.