Po przejściach z szukaniem hotelu ( wyjątkowo nie mieliśmy rezerwacji), znaleźliśmy nocleg w jakimś Hotelu Centrum czy podobnie - w Postojnej. Następnego dnia pojechaliśmy do jaskiń- musieliśmy czekać na wejście chyba godzinę. Czas nie był jednak stracony, bo mogłam spokojnie wybrać sobie wisiorek w sklepie z pamiątkami. Ja byłam zadowolona- nie wiem czy był Horodyski, ale płakał, gdy płacił....
W jaskini najpierw przejechaliśmy się kolejką , potem maszerowaliśmy i maszerowaliśmy, bo jaskinia jest bardzo duża. Na koniec znów kolejką wróciliśmy do wyjścia. Zimno w środku było, ale jaskinia była bardzo inspirująca.
Potem Krzysiek jechał 700 km ( biedak), do Bayreuth, gdzie mieliśmy zarezerwowany ( dla odmiany) nocleg.