Dziś dwa znęcacze kazały mi iść daleko i pod górę. Wędrowaliśmy głównie drogą w budowie, co nie było zbyt urocze, niemniej jednak widoki i tak zwalały z nóg. Cały czas poruszamy się wzdłuż rzeki Marsyangdi, albo tak mi się tylko wydaje... Od czasu do czasu schodzimy z drogi i idziemy , jak przypuszczam, starym szlakiem, który jest absolutnie uroczy. Zdaje sobie sprawę, że mieszkańcom okolicznych wiosek ta droga jest niezbędna, ale zdecydowanie psuje wszystko. Doczłapaliśmy się dziś, po 13 kilometrach wzdłuż i chyba 700 m w górę do wioski Pisang . Po gwarnym Chame , ta wygląda jak wymarła. Oczywiście nie ma prądu, tylko z generatorów i nie naładuję dziś mojego powerbanku... Annapurna II wędruje z nami cały dzień, a oprócz tego większość czasu szliśmy wzdłuż olbrzymiego monolitu ( może się mylę) który wygląda jak z jakiegoś filmu scfi.
Znalezienie noclegu nie nastręcza tu trudności, a w każdej restauracji każde zamówienie gotowane jest od podstaw. Zwykle trzeba na to czekać, albo jam my dziś, zamówić posiłek na konkretną godzinę. Jutro śniadanie o 7.
Te obrazy same się przekręcają. Skandal.