Wczoraj rannym świtem, czyli wtedy ,gdy udało nam się wstać, pojechałyśmy zwiedzać Forum Romanum i Palatyn. Straszny był upał, ale w domu ponoć większe, więc nikomu nie zaimponujemy. Dotarłyśmy do źródeł prawa czyli obeszłyśmy Basilica Giulia ze trzy razy i inne świątynie też. Potem wdrapałyśmy się na Palatyn, przy czym raz bezskutecznie. Ludzi było mnóstwo, co niespecjalnie zachęcało do dłuższych wędrówek. Powlekłyśmy się więc do domu, zaliczając po drodze pizzę, kazanie, lody na Piazza Navona, fontannę Trevi i sama nie wiem już co, w każdym razie było to regularne szwendactwo. Jak wyliczyła Nel na swoim endomondo, zrobiłyśmy jakieś 20 km.
Dziś rano za to zerwałyśmy się o 6.00 i pognałyśmy do Watykanu, bo miałyśmy bilety na 7.20. Tak wczesne wejście było cudowne, bo przebiegłyśmy muzea w zasadzie prawie w samotności, a potem w spokoju pokontemplowałyśmy Kaplicę Sykstyńską. Doceniłyśmy to jednak dopiero potem, gdy znów do niej trafiłyśmy, tym razem z tłumem zwiedzających. Poruszanie się było możliwe tylko razem z tłumem, jednym tempem, głowa przy głowie. Bilet na wczesne zwiedzanie kosztował 46 € i warto było go kupić. Nasz był z firmy I love Roma, ale tych firm jest więcej. Oczywiście po muzeach chodziłyśmy wiele godzin, ale pod koniec było to strasznie męczące. Nie mogłam potem znaleźć takiego przejścia z kaplicy bezpośrednio do Bazyliki, a pamiętam, że korzystaliśmy z niego podczas poprzedniej wizyty. Wybrałyśmy więc drogę klasyczną przy okazji podziwiając dekoracje bożonarodzeniowe na placu ( może ktoś mnie uświadomi dlaczego ????), i powlokłyśmy się do hotelu. Potem zrobiłyśmy mały potop, z którym poradził sobie Sabino i teraz zbieramy siły na kolację. Ciężkie jest życie w tym Rzymie.