Zaczęliśmy od śniadania na balkonie z widokiem na brzydkie bloki i ładne góry. Horodyski został wygoniony rannym świtem po bułki i mleko, a ja wylegiwałam się...
Potem, co dobrze zrozumie Halka, zamieniłam się w praczkę, ale miałam do dyspozycji pralkę ( przedpotopowa, ale działa) , więc nie wiem czy się liczy. W każdym razie zrobiłam porządek znaszymi śmierdzącymi polarami. W końcu niosły na sobie smrody z Czarnogóry, Albanii, Monako, Słowenii , Kosowa i Macedonii. I Francji i Włoch. Pozawieszałam wszystkie sznurki na balkonie i poszliśmy zwiedzać. Dużo tego nie ma, ale przechadzka po fortecy była bardzo miła. Popołudnie za wyjątkiem małego spaceru, spędzamy na balkonie osowobodzonym już z prania, popijamy wino i obserwujemy latające Migi. Nie ma to jak rozrywka w Serbii. Jutro pojedziemy wymoczyć się w gorących źródłach.
Niespodzianek z lokalizacją nie ma, przez co czuję się nieco zawiedziona. Plus powiedział, że jestem w Serbii i już. Chamstwo.