Nie wiem czy trafiliśmy na jakś wir czasoprzestrzenny, ale chyba bardziej przstrzenny, bowiem nasz dzisiejszy dzień jest zupełnie zakręcony. Chyba w jakiś znaczący moment ( źle znaczący) napisałam, że nie chcę wracać do Skopje, ale właśnie to robię... No cóż, po prostu to miasto chyba mnie kocha, wszystko przez te zbieżne daty.
Rano w Prizren, po wieczorze miło spędzonym nad winkiem, na balkonie naszego hotelu, udaliśmy się na dworzec autobusowy, ale z uwagi na to, że autobusy w Kosowie mają tę przemiłąc cechę, że jeżdżą po całym mieście ( albo prawie całym) zbierając pasażerów, nie zdążyliśmy dojśc na dworzec, a w zasadzie mogliśmy ustwlić się koło naszego hotelu, też byłoby dobrze.
No i znależliśmy się w Prisztinie. Ciepło i słońce gdzieś wcięło za to pięnie padało. Horodyski swoim zwyczajem rzucił się na poszukiwanie autobusu do Niszu, ja, jak wierna żona podążałam za nim. Oblecieliśmy okolicę, kilka razy po tych samych chęchach, a ja nadal podążałam za mężęm zadając sobie od czasu do czasu pytanie np. "Co ja dom cholery robię pod tym wiaduktem???". W każdym razie poinstruowani , jak się okazało bardzo konkretnie, ale nie dokońca się zrozumieliśmy , przez chłopaka z jedej z knajp, wróciliśmy na dworzec autobusowy i Horodyski odnalazł busa do Gracanice, skąd miały odjeżdżać autobus do Serbii. Facet z autobusu ( uczciwie) poinformował nas , że z paszportami nie przejedziemy, musimy mieć ID Card,czyli dowody osobiste, których nie mieliśmy ( Horodyski, jak się okazało miał). Zaryzykowaliśmy jednak i podjechaliśmy do granicy. Ku naszemuwielkiemu oburzeniu, autobus, do korego wsiedli śmy w Gracanice wrócił ładnie do Prisztiny i zatrzymał się nieopodal dworca autobusowego ( o czym mówił nam ów chłopak), na drodze do Mitrivice. Aby wsiąść do owego autobusu należ z dworca autobusowego przejść pod wiaduktem i stanąć pod drogowskazem na Mitrović.
Na granicy Serbowie oczywiście zaczęli ględzić o tych IDCard itp, bo to niby pieczątki w paszporcie itd, jakieś bzdury, wewnętrzna granica itd. Moim zdaniem jednak ewidentnie czekali na łapówkę, zwlekali z oddaniem paszportów i byli niby to bardzo mili i urzejmi, ale niestety nic nie możemy zrobic itp. Niedoczekanie ich jednak ,olalismy ich i złapalismy autobus do Prisztiny, a teraz siedzimy w busie do Skopje.
W Skopje akurat zdążylismy zjeść i załapalismy się na autobus do Niszu o 20.30. W międzyczasie zarezerwowałam apartament i ok. 1.00 spotkaliśmy się z naszą gospodynią pod domem - jakieś kilka minut od dworca autobusowego. Fioletowo- srebrny wystrój i chyba z 80m kw. Mamy za to balkon z pieknym ( no prawie ) widokiem na Nisz.
No i muszę dodać koniecznie , że zgodnie z tym, o czym informował nas Plus, bylismy wczoraj znów w Monako, na Słowenii, a nawigacja wskazała jako miejsce naszego pobytu całkiem przyjemną miejscówkę na granicy francusko - włoskiej niedaleko Nicei. Ha!