Stare Kathmandu , położone pomiędzy Thamelem, a Durbarem jest piękne i łaziliśmy zaglądając na stragany i do małych ciemnych sklepików i restauracji – nie dla turystów. Tu nie ma już sklepów z odzieżą sportową, plecakami i sprzętem wspinaczkowym i rękodziełem, zastępują je sklepy z normalnymi ubraniami, sprzętem gospodarstwa domowego ( bardzo chciałam kupić garnek, serio) i stragany z żywnością. To tu widać jeszcze najwięcej zniszczeń po trzęsieniu ziemi. Poszwendaliśmy się więc, gubiąc zupełnie kierunek , zjedliśmy w naszej ulubionej restauracji Yak i dokonaliśmy kilku zakupów. Nasze plecaki są tak wyładowane, że pękają – dosłownie. Pora do domu.
17 maj Kutaisi
28 godzin zajęła nam podróż z Kathmandu do Kutaisi. Najpierw czekaliśmy, aż Flydubai zdecyduje się odlecieć, potem czekaliśmy w Dubaju. Na szczęście zaczaiłam się na leżanki i po chyba niecałych dwóch godzinach miejsce leżące było moje. Horodyski był zdecydowanie nieprzekonany i marudził strasznie, ale gdy sam w końcu zaległ – nie chciał wstać, ha ha. Czas pobiegł trochę szybciej, gdy zajęłam się tajną obsrwacją grupy 5 bangladeskich lotników ( po cywilnemu), który wywalczyli sobie miejsca na leżankach obok. Sprytnie zauważyłam jednakowe bagaże i przyczepione ręką jakiegoś służbisty plakietki z imieniem , nazwiskiem, stopniem służbowym oraz miejscem przeznaczenia. Lecieli do Ugandy. Do teraz intryguje mnie dlaczego.
8 godzin na lotnisku skracaliśmy tez sobie bieganiem po sklepach, z tym że ja nabyłam jedynie magnesik dla Madzi i dwa kremy ,a Horodyski dodał do naszego bagażu trzy wielgachne butle whisky. Jeżeli mysli, że zapakuję to jakoś do wielkich plecaków, to grubo się myli. Ani chybi jutro będzie wieczorem popijał zdrowo.
W każdym razie czekaliśmy potem sporo na marszrutke do Kutaisi, one odjeżdżają dopiero, gdy się zapełnią. Pomagier kierowcy powinien pojechać na szkolenie do Nepalu, do faceta od ściskania pasażerów, bo talentu zdecydowanie mu brakuje. Chodził pogryzając paznokcie i nieśmiało bąkał „Batumi, Batumi” … Efekt był taki, że przyjechaliśmy pod dworzec kolejowy, skąd idą marszrutki przed 15.00, a odjechaliśmy dopiero o 17.00. Na miejscu byliśmy ok. 22.00.
Dziś za to z nowymi siłami zerwaliśmy się z nowymi siłami i oblecieliśmy Kutaisi – bubliki obowiązkowo, katedrę Bagrati, zakup gryzaków dla nienarodzonych , targ itp. Jakoś nam się tu ładniej wydaje niż ostatnio...