Dzień na zwiedzenie. Rano piechotą poszliśmy na Durbar Square - Horodyski usilnie poszukiwał jakichś łydek, w końcu znalazł, ale i tak kierowaliśmy się tam, gdzie wskazała zapytana przeze mnie kobieta. Durbar Square jest niestety ciągle w odbudowie po trzęsieniu ziemi sprzed 3 lat. Wszędzie leżą stoy cegieł a wszystkie budowle spowite są w rusztowania. Niestety odbiera to temu miejscu z pewnością wiele uroku – co prawda nie widziałam go przed trzęsieniem, ale widziałam zdjęcia.
Wsiedliśmy w taksówkę i pojechaliśmy na inny Durbar Square – do Patan. Historia si,e powtórzyła , tam również wszędzie stoją rusztowania, na zdjęciach rozmieszczonych tu i ówdzie, widać jednak, jak dużo już odbudowano. Jedną ze świątyń prawie w całości. Widzieliśmy też jak robotnicy układają dachówkę , chyba starymi metodami – lepiąc ją gliną. Pomimo tych niedogodności i tak nam się podobało. Szczególnie muzeum w Patan.
To jeżdżenie i zwiedzanie zajęło nam prawie cały dzień. Trudno tu się chodzi, bo wszędzie tam, gdzie jeżdżą samochody i motocykle jest mnóstwo śmierdzących spalin i Horodyskiego aż rozbolała główka. Wcale się n ie dziwię, bo smród jest przedni.
Wieczorem po kolacji kupiliśmy tutejsze wina ze stoków Makalu- niestety znów wpadka, bo wina są półsłodkie. Mi to nie przeszkadza, ale dla Horodyskiego to straszna porażka.