Kutaisi 24.04.2018
Gruzja przywitała nas przekwitającymi czeremchami ( a szkoda bo lubię) i krowami, któe namiętnie pasły się na pasie przy autostradzie ( zdjęcia brak, refleks do bani).Nasz kierowca znaleziony na lotnisku w Kutaisi w czasie jazdy robił różne rzeczy - rozmawiał przez telefon, pisał smsy, czyścił kierownicę, przeprowadzał drobne remonty, palił, pił a nawet się modlił. Mam nadzieję ( piszę to a aucie), że dowiezie nas na miejsce w całości!
Wczoraj po południu z moją kochaną synową dojechałyśmy do Wrocławia pociągiem, a Horodyski dotarł tam nieco później. Synek o koszmarnej godzinie 3.00 zawiózł nas na lotnisko i wypełnionym po brzegi Wizzairem dolecieliśmy do Kutaisi.
Dziś nocleg w Telavi.
W Tbilisi zostaliśmy przerzuceni z jednej taksówki do drugiej i po pokonaniu mnóstwa pięknych górskich serpentyn wylądowaliśmy w Telawi. W czasie przesiadania zdążyliśmy tylko w biegu chwycić kiełbaski wielkanocne ( jak moje) i bułkę z trybulą. Telawi jest całkiem przyjemne, ale oczywiście po popołudniowym spacerze zobaczyliśmy już tu wszystko za wyjątkiem gigantycznego drzewa, czy czegoś w tym rodzaju. Zaliczyliśmy też najlepsze chinkali z serem jakie jadłam. Kierownik zakupił tutejsze wino i pracuje teaz i modzi coś na jutro, ja biegnę spać, bo padam dziś z nóg...