Dziś mamy ostatni dzień w Shiraz, więc po porannym błądzeniu po bazarze wymeldowaliśmy się z hostelu, ale zostawiliśmy bagaże, bo autobus mamy dopiero ok. 22.00. W końcu zrobiłam jakieś zakupy, ale tutaj naprawdę nie ma co kupić, same okropne rzeczy, a jak już coś mi się podoba ( dywany, dywany ładne są) to jest za duże do naszego bagażu. Ceramika tez bywa ładna, ale małe rzeczy nie robią wrażenia, a np. duże talerze nie nadają się do transportu w plecaku. Większość dnia szukaliśmy lamp, podobnych do tych kupionych w Maroku i Jordanii, ale znaleźliśmy tylko dwie rzeczy ( nie wiemy co to było, coś podobnego do wazy z postumentem (?) nadające się do przerobienia na lampę, ale były tak duże, że nie wiem jak zmieściłabym je w plecaku. Gdyby mnie zachwyciły niewątpliwie dokonałabym niemożliwego, ale były takie sobie.
Bardzo chciałam kupić też jakieś coś do ubrania, ale naprawdę nie było ani jednej rzeczy, którą chciałabym mieć. To bardzo smutne.
Pozwiedzaliśmy w Shiraz prawie wszystko, co było do zobaczenia, a Zygmunt spotkał swoją koleżankę po fachu z Gorzowa. Spotkaliśmy też polską wycieczkę. W ogóle niewielu tu polskich turystów – poza lotniskiem widzieliśmy tylko wczoraj w Pasergadach dwóch chłopaków. Szału nie ma tez z innymi narodowościami – najwięcej jest Francuzów, trochę Japończyków i napotkaliśmy też dwie rosyjskie pary.
W końcu trafiliśmy dziś do prawdziwej tradycyjnej restauracji irańskiej
( nie licząc tej w naszym hotelu. ). Zamówiliśmy proponowane , najdroższe danie ( ok. 10 dol) – jagnięcina duszona na mięciutko, ryż z fasolą i przyprawami, frytki. Mówiąc szczerze – szału nie ma, kuchnia irańska nie trafia do mnie zupełnie. Zjadłam też tradycyjne lody z sokiem marchwiowym – słodkie, więc zjadłam. Zdecydowanie nie jestem entuzjastką ani tutejszych dań, ani słodyczy... Chyba najlepsze ze wszystkiego jest kebab + bar sałatkowy. I to będę jadła na dzisiejszą kolację.
Czuję się już bardzo zasymilowana z tutejszym społeczeństwem, bo prawie wszędzie biorą mnie za Irankę. Zastanawiam się jak wykorzystać to do zakupu tańszych biletów wstępu ( my płacimy 200000 riali lub czasami 150000 riali za bilet, Irańczycy 30.000. Musiałabym jednak trochę poćwiczyć język, więc nie wiem...
Teraz siedzimy w restauracji naszego hotelu i czekamy na autobus.
Jutro Horodyski szykuje coś niesamowitego ( jak twierdzi) , więc jestem gotowa na wszystko!