Och, dziękujemy za wszystkie komentarze, dziwi mnie tylko milczenie Halki. Jak to, Horodyski za nią tęskni, a ona nic?
Tak to już jest, że wstrętny charakter zostaje nagrodzony i naprawdę jest to niesprawiedliwe , zwłaszcza, że chodzi o Horodyskiego. Jako, że wydawał z siebie nieprzyjemne komentarze, odmówiłam szukania noclegu na dziś. Horodyski siadł i znalazł coś co nazywało się Villa Theresa lub podobnie. W południe miałam telefon od kobiety mówiącej po angielsku gorzej niż ja i niestety z powodów itd. dostaliśmy nocleg w innej Villa – za to lepszej – podobno, bo 4 gwiazdkowej. Naszym zdaniem ( moim i Nel) nie umywa się do wczorajszego noclegu u Giovanniego ( tego super przystojnego), ale Horodyski się strasznie chełpi, jaki to on cudowny. Mamy go dość.
Dziś udaliśmy się na zwiedzanie miast barokowych – na tapetę wzięliśmy Ragusę i Modicę. Poszwendaliśmy się po Ragusie , ale strasznie zmarzłyśmy z Nel, bo ubrałyśmy się bardzo lekko. Świeciło słońce itp. Poszliśmy z tego względu do knajpy – na pełne menu ragustańskie – było pysznie i objedliśmy się tak, że nie miałam ochoty ani na podwieczorek, ani na kolację. Na antipasti mieliśmy mieszankę różnych takich – bakłażanów podduszanych z cebulą, pomidorami i oliwą – caponata , sery, grillowane bakłażany i cukinie oraz ricottę. Primi to gnocchi z mięsem i ravioli z ricottą . Secondi to grillowane mięso z czarnych prosiaków w dwóch odsłonach i sałata zielona. No i na dolce przepyszna ricotta ze śmietana z pistacjami z sosem czekoladowym. Zjadłam swoją i Nel . Uch!
Ragusa bardzo nam się podobała, niestety wiatr tak wiał, że po obleceniu starego miasta kurcgalopkiem – z uwagi na zjedzony obiad ( latało się w górę i w dół ) - z ulgą znaleźliśmy się aucie i udaliśmy się do Modicy. Tam trochę pobłądziliśmy, ale Horodyski zaliczył 367 kościół w swojej karierze. My z Nel nie weszłyśmy do żadnego. Jak wiedzą czytelnicy mojego bloga, Horodyski jest wielbicielem kościołów. Wprost przeciwnie niż ja.
Potem przejechaliśmy kilka kilometrów do Modicy – pobiegaliśmy znów w górę i i dół , ale zrobiło się już ciemno i po poszukiwaniach odnaleźliśmy po ciemku naszą Villa Principe Di Belmonte, czy jakoś tak. Teraz popijamy winko i dobrze jest.
Robert, Horodyski postanowił prosić o azyl, po warunkiem ,że dostanie dwa wina dziennie, cena wina nie gra roli, bo wszystkie są niezłe . Jak chcesz reszty spróbować ( czyt. grappy) , musisz sam tu przyjechać.
Zula, pogoda jest niby cudna, bo niby słońce świeci i na ni m jet cieplutko. W cieniu jednak jest nieciekawie i dziś dopiero w puchowej kurteczce zrobiło mi się dobrze. Generalnie, taki nasz kwiecień – maj. Dzięki z Twoje wszystkie miłe komentarze.