Ku naszemu zdziwieniu królowa naszego hotelu nie narzucała się z propozycjami cudownych wycieczek w różne okolice – co czyniła po naszym przyjeździe , tak więc za część tej ceny -chyba 80 lari , pojechaliśmy na wycieczkę do trzech kanionów. Naszego kierowcę zapoznaliśmy w parku przy operze, gdzie , jak nas zapewnił, stoi zwykle, koło kiosku z kawą.
Pierwszym był kanion Martwili, gdzie na jakieś niewielkie pieniądze, obejrzeliśmy cuda natury , które bardzo nam się spodobały, a potem odbyliśmy mini spływ pontonem. Bardzo to było przyjemne. Tam tez okazało się, gdzie podział się zachwalany w Cameron Highlands Mossy forest – właśnie w okolicy kanionu Martwili w Gruzji. Krzaki znajdujące się w Cameron Highlands zdecydowanie nim nie były...
Drugim kanionem był Kinchkha , jakieś dwa miesiące przed naszą wizyta otwarto parking i drogę prowadzącą pod same wodospady. Poprzednio podobno trzeba było przejść piechotą ok 2 km My pochodziliśmy za to wzdłuż potoku , aż do szczytu wodospadu – to było naprawdę urocze miejsce – pomijając konieczność przejścia przez łąkę pomiędzy rzeką a parkingiem. Łąka bowiem składała się głównie z błota.
Ostatniego kanionu Okatse nie oglądałam, bo zniechęciło mnie ostre zejście. Pozostali jednak nie rozpływali się zbyt z zachwytu, a Horodyski, za to że była grzeczna i czekałam na niego, zafundował mi podróż na parking – starą Ładą Niwą ( chyba), pod górę, po błocie i kamlotach). To było świetne i miałam ochotę wypchnąć naszego kierowcę za drzwi i pojeździć sobie sama...
Po powrocie do Kutaisi nasz kierowca zawiózł nas na targ, gdzie nabyliśmy czaczę – ale, jak orzekli znawcy, nie dorównywała ona smakiem czaczy z Tbilisi...