Poszliśmy z rana do Visitor Center ( trzeba iść za miasto, drogą na Achalciche )po mapki i propozycje na krótką, łatwą trasę. 7 km, trasa nr 12 ,czarny szlak. Nie ma sprawy. Taksówka przezornie czekająca pod parkowym budynkiem zawiozła nas 3 km na początek szlaku,koło leśniczówki w Likani. Szybko okazało się, że jest to to chyba trasa opisana przez Paniczów tu http://paniczewpodrozy.geoblog.pl/wpis/164462/park-narodowy-borjomi-kharagauli. Najpierw było fajnie,szliśmy przez piękny las wzdłuż strumienia. Po 4 km doszliśmy do miejsca, gdzie rozchodziły się szlaki i ruszyliśmy naszą czarną trasą 12. I nagle, tak od razu ścieżka poprowadziła ostro w górę i tak, niestety było przez następne 3 km. Lazłam pod te górę i przeklinałam Horodyskiego, Park Narodowy Borjomi – Kharagauli, górotwory w ogóle i Horodyskiego w szczególe. Tym bardziej, że ścieżka składała się z błota, kawałków śniegu i lekko podgniłych liści, a więc była śliska. Wleźliśmy jednak na górę, odnaleźliśmy kawałek łączki z pięknym widokiem, gdzie podrzemaliśmy na słoneczku na suchej i ciepłej trawie ( szczęście, że było,bo rano było -3) . Grzbietem szło się cudnie,z obu stron rozciągały się wspaniałe widoki i dostałam chyba zeza rozbieżnego od patrzenia w obie strony. Po lewej mieliśmy zimę, po prawej – wczesną jesień. Niestety nagle ścieżka ruszyła ostro w dół i w dół i w dół. Biorąc pod uwagę stan ścieżki, która po tej stronie góry była bez śniegu i bardziej sucha, lecz i tak miejscami mokra i przysypana liśćmi, trzeba było się pilnować. Idąc w dól przeklinałam Horodyskiego, Park Narodowy Borjomi – Kharagauli, Kaukaz , głupie pomysły z chodzeniem po górach i Horodyskiego. Droga była strasznie upierdliwa, ale i tak tylko dwa razy wylądowałam na tyłku, w tym raz bardzo widowiskowo. W końcu jednak zeszliśmy na dół do Likani , a tam przy zejściu czekała na nas taksówka, którą zabukowali Wolińscy, którzy zeszli przed nami i poszli na piwo. Zgarnęliśmy ich spod sklepu i pojechaliśmy na obiad. Niestety nikt nie chciał ze mną iść wykąpać się do basenu.