Po przylocie oczywiście nie byłam jeszcze zdecydowana, czy jestem w Europie czy Azji. Lot był bardzo przyjemny , a paszport podbijał mi niesamowicie przystojny facet, co wprawiło mnie w znakomity nastrój. Przyjechał po nas facet z hotelu ( Kiev Hotel) i następne kilkanaście kilometrów podczas których my wyprzedzaliśmy na trzeciego, nas wyprzedzano na trzeciego i różni ludzie w różnych pojazdach jadący naprzeciwko również wyprzedzali na trzeciego , na przystankach pasły się krowy maści różnej, a ruch pieszy rządził się swoimi, bardzo skomplikowanymi regułami uświadomił mi, że jednak jesteśmy chyba w Azji. I tej wersji będziemy się trzymać.
Oblecieliśmy Kutaisi -które jest całkiem fajne i podziwialiśmy piękną panoramę miasta i gór w oddali ( z lekka przysłoniętych chmurami). Popołudnie uwieńczyliśmy kolacją składającą się z zestawu dań gruzińskich. Ilość jedzenia była okropna i oczywiście nie byliśmy w stanie zjeść wszystkiego. Bardzo żałowaliśmy, że nie zabraliśmy resztek, bo dziś przez cały dzień towarzyszyły nam różnorakie psy wałęsające się po ulicy. Każdy z nich posiadał kolczyk w uchu, więc były to prawdopodobnie psy ewidencjonowane – aczkolwiek z całą pewnością bezdomne. Jedna z suczek szczególnie upodobała sobie Horodyskiego i podążyła za nim aż do katedry Bagrati, gdzie porzuciła nas - ku żalowi pana H....