Wśród pyłu i kurzu,nawet nie było czasu na typową raisefieber. Jakimś cudem spakowałam się wczoraj, aczkolwiek nie wiem czy zabrałam odpowiednią ilość spodni , albo - czy nie zabrałam tylko spodni i nic więcej. Wszystko jedno. Siedzimy w pociągu do Warszawy i najważniejsze rzeczy mam w małym plecaku – kasę, paszporty, aparaty, rezerwacje i zapasowe, a jakże , skarpetki dla Horodyskiego. Bez skarpetek nie da rady. Mam tez smarowidło do ust, bo bez tego ja się nie ruszam.
Innym pociągiem do Warszawy podążają Halka i Krzysiek i mamy nadzieję spotkać się jutro na lotnisku. Horodyski się dokształca z przewodnika, więc może nie odda Halce kierownikowego berła, co zapowiadał.