Nigdzie nie jedziemy,bo okna trzeba wstawić na górze – powiedział Horodyski. Nie jest to prawdą , bo okna są, tylko stare. I cały nasz nowy DHS II jest stary, my jesteśmy starzy , więc moim odosobnionym zdaniem nowe okna plastikowe nie pasują. Uwolniłam więc makiaweliczną stronę mojej natury i podstępem nabyłam bilety Warszawa – Londyn – Kuala Lumpur – Singapur – Londyn – Barcelona – Berlin za ok. 1500 zł ( British Airways) i 180 zł (easyjet ), a okna tym samym, ku mej radości, odpłynęły w niebyt. Nasi drodzy W. niczego nie wysyłali w niebyt, ale ze śpiewem na ustach dostosowali się do sytuacji, tak więc jedziemy znów razem.
Plan jest dostosowany do naszego niestety krótkiego pobytu oraz kaprysów pogody – jest on bardzo prowizoryczny, bo w domu mam remont ( nieustająco) i bardziej interesują mnie teraz rodzaje listew przypodłogowych aniżeli transport w Malezji. Pogoda wymusza na nas podróżowanie po zachodniej stronie półwyspu, a czas – niedługą trasę. Tak więc po obleceniu KL – czeka nas Taman Negara, Cameron Highlands, Langkawi i ew. jakieś Koh w Tajlandii. Potem fruniemy do Singapuru ( Air Asia ok. 180 zł)
Z powodu remontu nie odczuwam jakoś emocji przedpodróżnych , bo zamiana mojej sypialni w magazyn, uniemożliwia mi normalne dla mnie pakowanie , czyli zrzucanie wszystkiego na jeden wielki stos, a i Horodyski nie marudzi, bo na czas remontu przeniósł się w całości do kancelarii. Chyba więc tym razem kierownikiem zostanie Halka, bo mam wrażenie, że tak Horodyski jak i Krzysiek w ogóle nie wiedzą, gdzie jadą, a ja mam w głowie te listwy...