Od rana Porto. Pogoda dziś była piękna, jakieś 19 st. w cieniu. Znalazłam miejsce do parkowania pod cmentarzem i byłam bardzo z tego dumna, dopóki nie okazało się, że mogłam zaparkować bliżej centrum. Ale nie było źle, w innym przypadku nie obejrzelibyśmy ogrodu przy kryształowym pałacu, czy jakoś tak... A ogród był przepiękny...
Jak się okazało , co wytłumaczyła mi zdalnie Madzia, dziś był ten jeden dzień/godzina w tygodniu/miesiącu, w którym wstęp do księgarni Lello jest bezpłatny i można robić zdjęcia. Zwykle trzeba ofiarować dwa euro za możliwość zrobienia zakupów lub pogapienia się na rzeźbione półki. .W księgarni tej J.K. Rowling wymyślała, czy też pisała Harrego Pottera , w każdym razie po jej obejrzeniu, wiadomo, skąd wzięły się dziwaczne schody w Hogwarcie. Księgarnia sama w sobie jest piękna i naprawdę warto ja zobaczyć.
Krętymi uliczkami , które mnie zachwyciły, chociaż 80% domów , które się na nich znajdowały, wymaga natychmiastowego remontu, łaziłam zachwycona, bo były wąskie, ciemne, strome i kręte, a domy wysokie i tajemnicze. Słowem ulica Pokątna. Uliczkami tymi dostaliśmy się w okolice katedry i nad rzekę Douro – przy której dłuuuugo siedzieliśmy w słońcu. Tam było znacznie bardziej turystycznie , ale nie znaczy, że źle. Most kolejowy jest niesamowity, ale mówiąc szczerze znacznie większe wrażenie zrobił na mnie drugi most nad Douro, bo okazało się , że przejechałam nim i nic nie zauważyłam. Nie wiem jak to się stało. Sądzę jednak, że po prostu jak dobry kierowca nie gapię się na boki, tylko grzecznie na drogę.