Ostatni dzień w Helsinkach był cudny i słoneczny, jakby chciał nam wynagrodzić deszcze z poprzednich dni. Naszym celem nr 1 stał się dom, w którym mieszkała czy też urodziła się Tove Jansson – pani od Muminków. Było to o tyle proste, ze znajdował się on na sąsiedniej ulicy , tuz obok naszego hostelu. Potem pomaszerowaliśmy na pchli targ, na którym nie znaleźliśmy nic godnego uwagi ( poza kubkami z Muminkami, ale chcieli za nie po 20 euro). Potem zrobiliśmy baardzo długi spacer, przerywany kawami i lodami. W końcu poszliśmy na danie z renifera ( ja) i ryb ( Horodyski) w straganach na przystani.
Na dobry koniec zakupiłam w lotniskowym Mummin Shop jednego Muminka. Pilnuje teraz moich kluczy...