Jak liście spadną, czas ruszać – powiedział Horodyski. Czekamy więc i zdmuchujemy te,które jeszcze wiszą na drzewach.
Po długich kłótniach i dyskusjach z W., postanowiliśmy w tym roku jechać ponownie do Indonezji i zwiedzić Jawę i Sulawesi. Diabeł jednak namieszał i bilety w atrakcyjnych cenach rozpłynęły się w niebycie, a nas wysłał do Izraela i Jordanii.
Czeka nas na sam początek podróż do Katowic ( kuszetka + bilet 90zł) , dojazd na lotnisko ( 25-27 zł) no i lot Wizzairem ( 800 zł) do Tel Avivu.
Po konsultacji z wybitnym znawcą tamtych okolic ( kochany zeev) – plan mamy opracowany w ogólnym zarysie, a co będzie , tego nikt nie wie – nawet Horodyski.
Ja osobiście planuję moczenie się w trzech morzach, a może nawet i jeziorze. Dla Horodyskiego, na specjalne życzenie mamy Karak i wstrętnego templariusza Reginalda de Chatillon.
Kiedyś , dawno temu obiecałam Nel, że nie pojadę do Petry bez niej i teraz Nel , która stanowić będzie zaplecze naukowe naszej wyprawy, obczytuje się w milionach rożnych historycznych opowieści, aby wbić trochę wiedzy w nasze tępe mózgownice i podnieść na wyższy poziom intelektualny nasz wyjazd. Do tej pory bowiem najważniejsze było dobrze zjeść, napić się czasem i po obejrzeniu czegoś ewentualnie polenić się w miłym miejscu. Teraz wszystko się zmieni i po powrocie, swobodnie będziemy konwersować na temat wpływu III wyprawy krzyżowej na metody uprawy roli w XIX wieku.
Halka przygotowała już odpowiednią mapę ( ale mniej kolorową niż ta Indonezji lecz tak samo szczegółową) , więc się nie zgubimy :), Krzysiek , jak zwykle jest uczestnikiem, a Horodyski pracuje ( wiadomo – na mnie) i myśli. Strach się bać co mu się wykluje do wyjazdu!