2 godziny jazdy samochodem i 3 loty , odsiedziane siedzenie i 43 godziny później wylądowaliśmy w dziwnym swiecie,gdzie ludzie chodzą pozawijani po szyję , a w powietrzu czuć święta. Pytanie. Czy my w naszych sandałach mamy tu czego szukać?
Czuje się zdecydowanie dziwnie,bo chociaż sandały ocieplone qatarskimi skarpetami, a na grzbiecie polar, który spoczywał na dnie plecaka , to jednak coś tu nie tak. Grzesiek, który odbierał nas z Tegla, z dziką satysfakcją postraszył nas od razu 7 stopniami na minusie i tak niestety okazało się być w rzeczywistości.
Posiedzieliśmy chwilę z Nel racząc się cudna wiśniówką i czkajac kangurem, a potem nie wiem kiedy zmorzył mnie sen. Lecz dziś rano dłuższą chwilę gapiłam się bezmyślnie na widok za oknem nim pojęłam, że to prawda.
Bo za oknem ujrzałam to co poniżej.