Wpis będzie jutro, ale jedno powiem- strasznie głupio wygląda księżyc - nie C nie D lecz U... Zdjęcie będzie...
16.11 Kuta Lombok
Poderwaliśmy się dziś rączo,bo byliśmy umówieni z naszym przewodnikiem na jedną z otaczających nas górek. Tutaj jest dość chłodno, a więc poranek wstał dość rześki, ale i tak o 6.30 było już gorąco. Najpierw przeleźliśmy przez pola,które z bliska okazały się jeszclze bardziej perfekcyjne,niż z daleka - idealne odległości pomiędzy roślinkami i nawet listki układały się w tym samym kierunku … No i góra przed nami … Początek był całkiem niezły, ale temperatura rosła...Nic takiego, jakieś 32 st.C ,nie więcej. Gdzieś w połowie podejścia Horodyski odmówił współpracy, a ja przerażona, że mogę zostać wdową czym prędzej sprowadziłam go na dół. Halka i Krzysiek poszli dalej. Jak się później okazało , dalej trzeba było naprawdę wspinać się po skałach i o ile wejście nie było takie złe – zejście stało się najgorsza traumą Halki. O ile można jej wierzyć większość trasy pokonała tyłem i na czworakach. Zdjęcia po zejściu – w załączeniu. Ja za to po przyjściu do naszego domku zrobiłam sobie małe spa ( zdjęcie łazienki nie oddaje jej całego uroku ) i było mi strasznie dobrze.
Potem zaobserwowałam pierwsze stworzenie zza linii Wallesa – moja wiedza przyrodnicza jest porażająca. Zobaczyłam mianowicie dwa żółte koliberki popijające swoje małe conieco z kwiatów hibiskusa. Czy na pewno były to koliberki nie wiem, bo moja znajomość z nimi ogranicza się do gabloty w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie – mamy piękne zdjęcie razem.
W każdym razie o 12.00 , po długich poszukiwaniach Horodyski złapał okazję do Kuty -
facet z zakwefioną – i po kilku godzinach jazdy przez góry ( przypomniały mi się Włochy – odsyłam do odpowiedniego wpisu) i obejrzeniu Rajdu Indonezji – dotarliśmy nad morze i teraz mieszkamy u jednego muzułmanina za 75.000 rp obok plaży , a Halka miała bliskie spotkanie z Panem Karaluszkiem. To tutaj trafia się niestety nawet w lepszych hotelach... Nasze mieszkanie znajduje się tak blisko meczetu, że już zapowiedziałam Horodyskiemu, że jak o 4.00 obudzi mnie śpiew muezina ( coraz bardziej mi się podoba ) , to wyślę go na wojnę z niewiernymi.