3. 11Horodyski od samego rana ciężko pracował ( Halka go lekko pogoniła), poleciał na dół, do miasta i załatwił nam wycieczkę na cały dzień. Po śniadaniu ( sikkimska zupa z makaronem), poszlifowaliśmy trochę bruk pod jednym z licznych biur turystycznych i po upchnięciu się w indyjskiej wersji sinquecento – pojechaliśmy do klasztoru Rumtek. Klaszto bardzo nam się podobał, dałyśmy z Halką datek na remont klasztoru i u miłego mnicha w kawiarni wypiłyśmy kawę, tj. właściwie ja wypiłam kawę, bo Halka z Zygmuntem – kawę z mleka, taka jaką dawano niegdyś w barze mlecznym w Trzebiatowie. Jako, że zakupione przez nas atrakcje obejmowały 7 sztuk różnych ( 1200 rupii za 4 osoby) , potem udaliśmy się do drugiego klasztoru, jednakże w remoncie, wodospadu, którego „ obudowania” nie powstydziliby się Chińczycy, muzeum tkactwa, instytut sztuki tybetańskiej i wielkiej stupy. Po powrocie, a trwało to prawie cały dzień , kupiliśmy Honey Bee ( 170 rupii) i masę ciastek. Wieczorkiem poszliśmy szukać internetu i na kolację i poszliśmy wcześnie spać – z uwagi na zaplanowany trekking...