Wieczór był bardzo udany. Poszliśmy bardzo ciemnymi zaułkami ( w których nikt nas nie zabił, nie ograbił itd. wprost przeciwnie, oferowano nam bardzo spokojnie łódź i uprzejmie wskazywano drogę ) w okolice ghatu Dasaswamamedh gdzie odbywało się widowisko , które może w założeniu było modłami do rzeki , ale teraz zgromadziło chyba tysiące lub nawet setki tysięcy wiernych i turystów – na łodziach i nabrzeżu – prawie jak na rockowym koncercie. Bardzo to było ładne, biły dzwonki, paliło się światło, dymy wzlatywały w niebo – wkleję jeden fajny filmik. Po rzece już wcześniej płynęło mnóstwo światełek. Szkoda, że trudno było to sfotografować. Posiedzieliśmy tam trochę i spotkaliśmy bardzo miłe panie, którym zrobiłam zdjęcie z Halką. Porobiliśmy trochę zdjęć, a potem z tłumami krążyliśmy po oświetlonym i przystrojonym mieście. Spotkaliśmy tez polska wycieczkę i znaleźliśmy świetna knajpę w podwórzu– nawet z muzyką, gdzie zjedliśmy bardzo pysznie. Po kolacji , zupełnym przypadkiem zwiedziliśmy nocny bazar – w sumie bardzo podobny do bazaru w Marakeszu, ale bez tej nachalności, która tam mnie tak denerwowała. Ktoś powiedział mi kiedyś, że w Indiach jest gorzej, niż w Maroku, bo są tłumy żebraków i ludzie są nachalni. Stwierdzam jednak, że niezupełnie tak jest, bo żebracy owszem, ale jest ich o wiele mniej niż w Marakeszu i nie są tak natrętni, a jeżeli chodzi np. o sprzedawców na bazarze, to w ogóle nie ma o czym mówić. Dzieci, przed którymi tyle się ostrzega, owszem zaczepiają cie, ale często tylko po to, aby powiedzieć ci Hello i jakieś zdanie po angielsku – chyba nie widziałam jeszcze żadnego żebrzącego dziecka. Może to tez ze względu na Diwali, ale tutaj wszędzie jest mnóstwo Policji. Widzieliśmy w pociągu,jak jeden taki policjant nie chcącego zapłacić klienta wyszarpał za włosy i potrzaskał po głowie. Od razu zapłacił co trzeba.Bardzo dziwi mnie fakt, że w sumie tak niewielu tutaj europejczyków i w ogóle białych, nie jest to taka ale liczba jak np. w Yangshuo, raczej stanowią zdecydowana mniejszość. No, ale to może przez Diwali – pielgrzymów jest tutaj całe mnóstwo. Siedzę na balkonie, a słońce wschodzi nad Varanasi. Przed chwilą pojawiła się cała rodzina małp -tata małpa z zonami i dziećmi. Ale małpki były spokojne, chociaż momentalnie uzbroiłam się w aparat i ręcznik.Uciekły, gdy ktoś gdzieś coś powiedział, a w sumie żałuje, ze nie przyszły na nasz balkon, bo wyjadały owady, które – martwe zaściełają podłogę balkonu. Jedna chwyciła papierosy leżące na krześle na balkonie obok, ale nie była zainteresowana.Chyba więc nie pali...