Ja wiem, ze nie ma do kogo i gada do mnie, ale naprawdę to chyba dopust boży... Cóż, taki krzyż przyszło mi nosić.
Dziś dla odmiany, po emocjach odlotowych ( dosłownie) staliśmy się turystami i poszliśmy zwiedzać wymarzony przez Horodyskiego Wielki Pałac - tam skąd uciekliśmy którejś niedzieli wygnani tłumami turystów i tubylców. Ja , jako osoba uprzedzona do miejsc kultu ( pisałam o tym , to uraz powstały w związku małżeńskim) , nie byłam zbyt zachwycona, ale co tam,niech będzie. Wydaje mi się, ze Horodyski też nie, ale potem bardzo ( za bardzo ) chwalił królewskie zbiory monet . Na pewno wiec też nie był. Znam go w końcu. Za to jednak mamy też przymusowo bilet na zwiedzanie pałacu Vin coś tam - z teku. Pojedziemy tam jutro i jutro też ( o ja biedna) pojedziemy do kolejnego Watu oglądać stopy Buddy. Niech i tak będzie. Uczcimy tym możliwość ( która się rysuje) ewentualnego powrotu 7 grudnia. Mile panie w Qatarze robią co mogą, wspierają się nawet autorytetem Allacha.
Nie pisałam jeszcze o środkach komunikacji w Bangkoku ( zapoznane na podstawie długich studiów). Dzis podróżowaliśmy łodziami, które grzecznie kursują po bangkockich klongach, i które bardzo lubię.
Łódź, jak sama nazwa wskazuje, składa się z lodzi, składanego częściowo dachu, dwóch mocno naciągniętych lin, ławek, przez które trzeba przeskakiwać i dwóch łodziowych. Łodziowi , jak to łodziowi to ludzie bardzo małego wzrostu, tak dobierani, aby mocno napięta lina ( część łodzi) sięgała im równo pod pachę ( mi np. sięga do pasa). Nadto łodziowi są szczupli i giętcy. Pomimo ich giętkości, przewoźnik łodziowy zaopatrzył ich w kaski, które zapobiegają stuknięciu łodziowego przez zbyt nisko zawieszony most. W tym celu składany jest również dach. Nadto , o czym zapomniałam, łodzie składają się z dwóch kawałków szmaty, z której szyje się pasiaste torby służące handlarzom do przewożenia towaru ( w Polsce). W Bangkoku szmaty te zawieszone są na kilku linach naciągniętych na bloczki. Do lin zaś przyczepiona jest rączka, która pozwala bangkokijczykom dysponującym dobrym refleksem na szybkie zaciągniecie szmaty w chwili mijania łodzi płynącej w przeciwnym kierunku, bądź też w celu uniknięcia ochlapania przez wodę ( czytaj bardzo brudna wodę z kanału ) wydobywającą się spod dziobu szybko płynącej lodzi. Szmata bywa wiec przydatna, aczkolwiek uniemożliwia podziwianie widoków w postaci domostw leżących nad klongiem. A jest co podziwiać...
On gada , wiec kończę... Coz taki mój los...