W zimnie straszliwym, a czasami i w deszczu obiegliśmy atrakcje Sztokholmu – muzeum Vasa i skansen. Nieudolnie zbudowany statek, który zatonął bezpośrednio po zwodowaniu ( ups!) jest w zasadzie bardzo ładny i pięknie odrestaurowany. Za to skansen przyniósł mnie prosto w atmosferę Dzieci z Bullerbyn i było to bardzo miłe. Horodyski chyba nie czytał tej książki, mimo, że była to chyba lektura obowiązkowa ( a to leń) , więc tak bardzo mu się nie podobało.
Jednak tak naprawdę w Sztokholmie zachwyciło mnie jedno miejsce, gdzie poszliśmy tylko dlatego, że padał deszcz , - Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Małe, ale cudne z obrazami Picassa, Dalego, Warhola, Kandinskiego, Utrilla i oczywiście Dardela. Ale także wieloma innymi – wszystkie pięknie wystawione. Jak poprzednio, Horodyskiemu oczywiście nie podobało się to tak, jak mi, więc musiałam znieść porcję marudzenia.
Na lotnisku za to poprawił się mu humor, bo spotkaliśmy znajomego, a sam lot do Poznania był krótki i przyjemny...